o. Bernard Bona SVD

  

"Trzeba, aby On wzrastał, a ja się umniejszał"

Indie to kraj wielu kontrastów, dla większości znany tylko z kolorowych albumów czy z programów przyrodniczo - krajoznawczych. Nam, werbistom, kraj ten przypomina wielu naszych współbraci. Obecnie sławę polskich werbistów w Indiach szerzy o. Marian Żelazek. Jednym z najbardziej niezapomnianych polskich misjonarzy werbistów, który oddal się bez reszty pracy misyjnej wśród ludności hinduskiej, był także o. Bernard Bona.

Bernard Bona urodził się w 1914 r. w Zelgoszczy na obrzeżach Borów Tucholskich. Trud utrzymania rodziny spadł na ojca, który podczas I wojny światowej stracił rękę. W 1922 r. ojciec umiera, a wychowująca szóstkę dzieci matka coraz bardziej popada w nędzę, jednak z pomocą przychodzi samotny brat ojca.
Przygoda z werbistami Bernarda Bony rozpoczęła się w 1928 r. w Górnej Grupie, gdzie mieściło się prywatne gimnazjum męskie. Klasztorny klimat z początku niezbyt mu odpowiadał. Wielokrotnie płakał i tęsknił za rodzinnym domem, za matką. Z czasem jednak przyzwyczaił się. Wstąpił do nowicjatu w Chludowie k. Poznania. Okres formacji zakonnej objął pierwsze dni II wojny światowej, dlatego z polecenia przełożonych wcześniej złożył pierwsze śluby zakonne.
Po pewnym czasie wraca do rodzinnej Zelgoszczy, ale z obawy przed aresztowaniem udał się do domu werbistów w St. Gabriel k. Wiednia. W czasie studiów seminaryjnych został skierowany do przy­musowej pracy najpierw w gospodarstwie rolnym, a następnie do kopania rowów przeciwczołgowych na Słowacji, gdzie został ranny w nogę. Do semina­rium powraca w 1946 r., a dwa lata później otrzy­muje święcenia kapłańskie. W 1948 r. wraca do Polski, by w rodzinnej Zelgoszczy odprawić swoją Mszę prymicyjną. Wielka była radość wśród mieszkańców, którzy zgotowali o. Bernardowi bardzo uroczyste przyjęcie. Ze czcią wspominał szczegól­nie matkę: „Najwięcej jednak ceniłem sobie błogosławieństwo matki przed Mszą św. i nakreślony jej szorstką, spracowaną ręką krzyżyk".
W lipcu 1949 r. został skierowany przez przełożonych do Indii, które miały stać się jego drugą ojczyzną. Musiał wyjechać bez pożegnania z rodzi­ną i najbliższymi. Nie ukrywał łez z powodu rozłąki, ale - jak pisał - „wierzyłem, że modlitwy, ofiary i łzy moich najbliższych mają w oczach Bożych większe znaczenie niż moja przyszła praca misyjna". Wraz z o. Boną do pracy misyjnej w Indiach wyjechał także niemiecki werbista o. Paweł Barusch. Podróż do Indii była długa i wyczerpująca. Ze statku przesiedli się do pociągu, by po wielu godzinach podróżowania dotrzeć do upragnionego celu, do miejscowości Kesramal. Tu czekała o. Bernarda miła niespodzianka: po 10 latach niewidzenia się spotkał swojego kolegę z nowicjatu, o. Mariana Żelazka.
Naukę języka o. Bernard rozpoczął u młodego Hindusa. Po trzech miesiącach wygłosił swoją pierwszą homilię, która przysporzyła wiernym wiele radości, ale nie poddawał się. Młodzież i dzieci byli dla niego bardzo wyrozumiali. Powoli przyzwyczajał się również do klimatu; bardzo tęsknił za polską kuchnią. W 1960 r. został wybrany na regionała, co było dla niego - jak sam pisał - krzyżem. Rok 1962 był dla niego bardzo ciężki - umarła matka, o czym dowiedział się w dniu pogrzebu. Przyjął to jako krzyż, który trzeba cierpliwie znosić.
Jedną z najbiedniejszych grup w Indiach są trędowaci, którzy zepchnięci na margines społeczny cierpią zarówno z powodu choroby, jak i ludzkiej obojętności. Toteż o. Bernard starał się ze wszystkich sił wspomagać chorych. Choć początki były trudne, to z czasem nabrał siły i odwagi. Paczki, które dostawał z Polski, stanowiły duży zastrzyk wspomagający go w tej pracy. Ważną sprawą dla o. Bony była też służba jako szafarza sakramentów wśród Adibasów i innych szczepów. Spędzał wiele godzin w prymitywnych kaplicach, słuchając spowiedzi. Bywało, że spał w kaplicy, hy wczesnym rankiem po przebudzeniu przez kolejnego penitenta kontynuować spowiadanie.
Życie o. Bernarda jako regionała było niewątpliwie bardzo urozmaicone, ale i wyczerpujące. Wizytował wicie parafii i stacji misyjnych, nadzorował budowy wielu kościołów, ale przede wszystkim troszczył się o międzynarodowe wspólnoty w swojej regii. Nie zniechęcał się i mówił, że „świadomość trudu, jaki czeka młodego misjonarza, nie powinna być dla niego hamulcem, ale raczej zachętą do mężnej, a nawet heroicznej postawy". Dzień powszedni był urozmaicony różnymi spotkaniami i działaniami duszpasterskimi.
O. Bernard zauważył, że Hindusi odczuwają wielką potrzebę bycia blisko Boga, dlatego bardzo ważnym wydarzeniem dla Adibasów były rekolekcje - upuas-binti. Ale wraz z pomocą duchową szła w parze pomoc na szczeblu społecznym. Zakładano banki oszczędnościowe i tzw. banki ryżu. Z kolei w kontaktach międzyludzkich priorytetem dla o. Bernarda było zrozumienie drugiego człowieka. Nie chciał, aby Europejczycy wynosili się ponad Hindusów, ale przyjmowali ich takich, jakimi są.
Rok 1967 okazał się przełomowy dla działalności misjonarskiej w Indiach. Rząd nakazał bezzwłoczne opuszczenie kraju wszystkim misjonarzom. Dlatego wzmogły się starania o budzenie rodzimych powołań. W ten sposób Kościół indyjski zaczai wychodzić z getta. Przyszedł czas, aby zachodni misjonarze przekazali obowiązki rodzimym kapłanom. Trzeba było ich najpierw wykształcić i przygotować do pełnienia nowych funkcji. I tu przypomina się motto życiowe o. Bernarda: Trzeba, aby On wzrastał, a ja się umniejszał.
Po 21 latach niewątpliwie owocnej pracy o. Bernard opuszcza ukochane Indie i wraca do Polski. W kraju prowadził animację misyjną zarówno wśród duchowieństwa, jak i świeckich. W latach 1978-1979 piastował urząd prowincjała. Był członkiem Komisji ds. Misji Episkopatu Polski. Ostatnie lata przebywał w werbistowskim domu w Laskowicach Pomorskich. Zmarł 7 maja 1992 r. w domu misyjnym św. Józefa w Górnej Grupie i został tam pochowany na przyklasztornym cmentarzu.
Był wielkim misjonarzem i zarazem wielkim człowiekiem. Cechowały go prostota i pokora. Pozostaje wzorem dla rzesz przyszłych Bożych żniwiarzy. Bogu niech będą dzięki za tego niestrudzonego misjonarza Indii. Oby przykład jego życia i ofiarnej służby człowiekowi znalazł wielu naśladowców.

Kl. Grzegorz Cieślak SVD
Za: Misjonarz, nr. 6. 2005 r.


 

Ur. 11.9.1914 Zelgoszcz, diec. chełmińska
W. 31.8.1928 Górna Grupa
O. 8.9.1936 Chludowo
1.pr. 4.9.1939 Chludowo
W.pr. 1.5.1948 St. Gabriel
Święc. 29.8.1948 St. Gabriel

W latach 1936-40 po zdaniu matury w Górnej Grupie, rozpoczął w Chludowie nowicjat i pierwszy rok filozofii. Na skutek choroby przerwał na blisko rok studia /1937/38/ i przebywał w Rybniku, oddając się pracy w apostolacie misyjnym . ("Dusza Q dusze"). Po powrocie do Chludowa kontynuował studia. Z chwilą wybuchu wojny ewakuował sig z całym nowicjatem pod Kutno i po blisko trzech tygodniach wrócił z powrotem. W styczniu 1940 r, został razem z innymi internowany przez Niemców, a 13.6.1940 r., jako chory, przewieziony został do pracy na mjątku w Bruczkowie. Po miesiącu został już zwolniony. W okresie 1940-41 po 6 miesięcznym pobycie w domu, w Zelgoszczy i u swej siostry w Kościerzynie, udało mu się przedostać do Wiednia, gdzie kontynuował studia. W 1942 r. wysłany został do przymusowej pracy na mjątku w Fuchsenbigl, gdzie pracował do końca 1944 r., a ostatnie miesiące do zakończenia wojny pracował w Słowacji przy kopaniu rowów. W 1945 r. wrócił do St. Gabriel i ukończył studia. W 1948 r. przyjechał na krótko do Polski, odprawił prymicje i pożegnał się z rodziną. Po powrocie do Wiednia pomagał w okolicznych parafiach, a w maju 1950 r. wyjechał do Indii, do Sambalpur. Początkowo pracował jako wikariusz w Kesramal (16 tyś. wiernych na obszarze 50 tyś. km), a potem jako miejscowy proboszcz. W okresie 1954-1960 pełnił funkcje superiora dystryktu i równocześnie wiceregionała regii Sambalpur. Rok 1960 przyniósł mu nominację na urząd regionała Samhalpur, który piastował przez dwie kadencje. Zamieszkiwał wtedy w Jharsuguda. W tym czasie brał m.in. udział w kongresie Eucharystycznym w Bombaju /1965/ i krótko potem przyjmował w swej misji kard. Doepfnera z Monachium, bawiącego na Kangresie Eucharystycznym. Po upływie 6-letniego urzędowania zamianowano go wiceregionałem i obarczono prowadzeniem szkoły braci, powstałej w okresie jego urzędowania jako regionała. Szkoła znajdowała się w Jharsuguda. Miał wtedy dziennie 5-6 wykładów. Jako delegat regii Sambalpur brał udział w pracach kapituły generalnej 1967/68 w Rzymie. Po powrocie z Rzymu został mianowany proboszczem wielkiej parafii w Kusumdegi, dokąd przybył 1.3.1968 r. (9 tyś. katolików, 2 szkoły średnie, jedna Highschool, siostry zakonne, 9 szkół podstawowych na wsiach i 49 wiosek). Do pomocy miał dwu wikariuszy, z których jeden był tubylcem. Do stacji misyjnej należało jeszcze 6 mórg ziemi, trochę krów i owiec. Zły stan zdrowia nie pozwolił mu na dalszy pobyt w Indiach. W 1971 r. wrócił do kraju i osiadł w Pieniężnie. Początkowo wygłaszał sporo prelekcji misyjnych połączonych z wyświetlaniem przeźroczy. Już po roku został wybrany do rady prowincjalnej, zostając asystentem prowincjalnym (1972-1978). Zarazem powierzono mu funkcję koordynatora misyjnego (1972-1974). W dniu 31.1.1972 r. pojechał do Rzymu wchodząc w skład Konmisji Przygotowawczej do kapituły generalnej 1972. Następnie przeniósł się do Chludowa (1974-75) i tu przede wszystkim oddał się pracy nad szerzeniem idei misyjnej, wygłaszając w tym czasie ponad 72 prelekcje w połączeniu z wyświetlaniem przeźroczy, pomijając już inne prace. Od 1975 r. nowym miejscem pobytu stały się dla niego Laskowice, uznane obecnie przez państwo jako pełnoprawna placówka zakonna. Pobyt tutaj dzielił razem. z o.B. Barkowskim. W 1975 r. Episkopat Polski powołał go na członka Komisji Episkopatu d.s. Misji. Od 25.1. 1977 r. objął stanowisko sekretarza PUMDu, a 25.4.1978 r. został mianowany prowincjałem Polskiej Prowrincji. Z dniem 1.6.1979 r. przeniósł siedzibę prowincjalną z Pieniężna do Warszawy i tam też zamieszkał. Z urzędu prowincjała zrezygnował z dniem 10.6.1979 r. i przeniósł się do Laskowic, a 25.10.1979 r. wyjechał do USA, Teclmy, uporządkować sprawy po br. Metodym Kulla. W 1982 r. przeszedł poważną operacje woreczka żółciowego. W Polsce: 1960 i 1967. r.

za: NURT nr 35. rocznik 1985.