o. Kazimierz Gergont

Ur. 3.3.1949 Nienadowa, diec.przemyska
W. 3.11.1970 Pieniężno
O. 4.11.1970 Pieniężno
1.pr. 19.10.1971 Pieniężno
W.pr. 19.10.1974 Pieniężno

 W 1963 r. ukończył szkołę podstawową w Krówkach, 1963-67 liceum w Przemyślu, 1967-68 pobyt w seminarium duchownym w Przemyślu, 1968-70 służba wojskowa (podczas której nastąpiło) nawiązanie kontaktu z seminarium w Pieniężnie. 1970-75 nowicjat, studia teologiczne w Pieniężnie. Wyświęcony przez kard. K.Wojtyłę. Skierowany został do pracy misyjnej w Ghanie. 12 października 1975 r. razem z o. J. Pieczykolanem i br. R. Olkowskim dotarł do Dublina (Irlandia), gdzie podjął naukę jęz. angielskiego. W Ghanie wylądował 21 września 1976 i rozpoczął naukę jęz. dagboni. 1976-79 praca duszpasterska w Yendi u boku proboszcza o. Kane, Amerykanina. Pracował jako kapelan w szkole średniej i dojeżdżał do okolicznych wiosek. Od 11 listopada 1979 r. pracował raaem z o.G. Gollą na stacji Bimbilla. W marcu 1980 r. przejął tymczasowo pracę wikariusza w Akim Swedru. Podjął naukę w "Abetifi Language Institute". W Polsce: 1979,1981.

zaczerpnięte za: NURT svd, nr 35. 1985 r.

Moje spotkania z Janem Pawłem II

Łączy mnie z Papieżem szczególna więź - stał się moim ojcem poprzez włożenie swoich rąk kapłańskich podczas udzielania mi sakramentu kapłaństwa. Był to Rok Święty 1975 - ówczesny kardynał krakowski Karol Wojtyła został zaproszony do naszego seminarium misyjnego jako szczególny gość i szafarz święceń. Uroczystość odbyła się 22 czerwca - był bardzo piękny dzień, wspaniała pogoda. Jego pogodna, roześmiana twarz sprawiła, że od razu poczuliśmy się swojsko.

Pamiętam, że po ceremoniach udzielenia święceń miałem zaszczyt podziękować szafarzowi i chyba wtedy życzyłem Ks. Kardynałowi dostąpienia jeszcze jednego zaszczytu - zostania wybranym na następcę św. Piotra. Miał dla nas jeszcze trochę czasu - zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia, spotkał się z naszymi rodzicami i rodzeństwem. Byliśmy pod wrażeniem Jego osoby.
Po raz drugi spotkałem się z Janem Pawłem II w Rzymie w 1979 r. Było to moje pierwsze spotkanie już z Papieżem. Miałem to szczęście, że stałem w pierwszym rzędzie. Pamiętam wielkie tłumy na Placu Św. Piotra i podniosłą atmosferę oczekiwania na Papieża. W końcu gdy się pokazał, na placu zapanowała wielka wrzawa. Papież przechodził bardzo blisko, panował wielki zgiełk, każdy chciał Go przywitać. Gdy Papież był blisko nas, pozdrowiłem go z Afryki i podziękowałem za udzielenie mi święceń. Papież uśmiechnął się, życzył owocnej pracy i pobłogosławił. Byłem taki szczęśliwy!

W Afryce
Następne spotkanie z Janem Pawłem II odbyło się już na ziemi afrykańskiej. Papież przyjechał do Ghany w maju 1980 r. na uroczystości 100. rocznicy istnienia Kościoła katolickiego w Ghanie. Pamiętam te wielkie tłumy ludzi, mieniące się kolory, śpiewy, tańce afrykańskie i bębny. Ludzie różnych szczepów i religii przyszli zobaczyć Wielkiego Wodza Katolików. Utkwiły mi w pamięci szczególnie dwie rzeczy z tej wizyty: Jego troska o chorych - gdy w programie uroczystości na placu pominięto spotkanie z chorymi, Papież z procesji oddalił się do chorych, aby im udzielić specjalnego błogosławieństwa; następnie spotkał się z nami, misjonarzami i Polonią, w ogrodach nuncjatury apostolskiej. Podczas tego spotkania każdy z nas miał okazję przywitać się osobiście. Papież z wielkim zainteresowaniem pytał o wiele spraw, otrzymaliśmy błogosławieństwo i pamiątkowe różańce. Przez wiele lat od tej chwili czułem Jego wielką siłę, radość i byłem dumny, że miałem szczęście takiego spotkania. Wizyta miała wielkie znaczenie dla całego Kościoła, katolików, a nawet dla muzułmanów i pogan. Jan Paweł II okazał się wielkim misjonarzem, bo Jego świadczenie o Chrystusie natchnęło wielu do przyjęcia Ewangelii. Owoce tej wizyty można obserwować aż po dziś dzień.
Jeszcze raz miałem okazję spotkać się z Ojcem Świętym w Togo w 1983 r. Pielgrzymowaliśmy na to spotkanie z Ghany. W Togo przyłączyliśmy się do pracujących tam misjonarzy. Organizatorzy byli tak wspaniali, że przygotowali dla nas spotkanie z Papieżem prywatnie, jeszcze przed Mszą św. Mimo napiętego programu Papież znalazł dla nas czas - to niesamowite, skąd miał tyle siły i serca. Pomimo że była to dla nas męcząca pielgrzymka, wracaliśmy do naszych stacji misyjnych z nową energią i zapałem. Osoba Papieża była dla nas źródłem nowej mocy.

W Rzymie
Ostatni raz spotkałem Ojca Świętego w 2003 r. w Rzymie, na uroczystościach kanonizacyjnych naszych świętych - Arnolda i Józefa. Była to niedziela 5 października - niezwykła niedziela i szczególne spotkanie. Już samo uczestnictwo w takiej historycznej uroczystości nastrajało do zadumy i wdzięczności. Pierwszy raz w życiu brałem udział w takiej ceremonii.
Pojawienie się Ojca Świętego na Placu Św. Piotra było elektryzujące. Papież wyglądał na zmęczonego i chorego. Bardzo dużo wysiłku wkładał w nabożeństwo. Mimo fizycznego zmęczenia Jego słowa miały jak zwykle wielką moc i nośność, słuchało się ich z wielką radością. Od czasu do czasu Jego homilia była przerywana gromkimi oklaskami.
Poniedziałek, 6 października - drugie spotkanie z Papieżem na audiencji generalnej w Sali Pawia VI; sala wypełniona po brzegi ludami różnych ras, kolorów skóry i języków. Można powiedzieć, że cały świat zgromadził się, aby spotkać i słuchać swego Ojca. Sam Papież wyglądał na bardziej wypoczętego i radosnego. Słychać było śpiewy w różnych językach i oklaski. Nasza polska grupa też nie pozostawała w tyle - było nas słychać, bo sam Papież nas usłyszał i podziękował nam za przybycie.

Byłem szczęśliwcem...
Każde moje spotkanie z Papieżem, choć było nieco inne, pozostawiło we mnie wspomnienia. Mogę śmiało powiedzieć, że byłem szczęśliwcem mogąc spotykać świętego człowieka. Może wtedy byłem tak zaabsorbowany tymi spotkaniami, że nie miałem czasu na głębszą refleksję. Jednak to, że wytrwałem w kapłaństwie i tak długo pracowałem w Afryce, to bez wątpienia zasługa Ojca Świętego.

o. Kazimierz Gergont SVD
za: czasopismo „Misjonarz”, nr 10. październik 2005 r.