Rocznik 2005

Święcenia dnia: 22 maja 2005 - Pieniężno

Szafarz: J.E. ks. bp Jan Styrna

Prowincjał: Piskorek Ireneusz

Rektor WSD w Pieniężnie: Szczepan Szpyra

Wręczenie krzyży misyjnych:

Ługowski Adam SVD
Olśnienie
Mieszkałem na terenie parafii prowadzonej przez ojców werbistów w Rybniku, kilkaset metrów od kościoła. Choć nigdy ministrantem nie byłem, mogę śmiało powiedzieć, że wychowywałem się w cieniu tej parafii. Chodziłem do kościoła sumiennie, ale wynikało to z wychowania i przyzwyczajenia. W wieku 17 lat znalazłem pewien folderek, który niezauważony leżał u mnie w pokoju, zapewne od kilku lat. Była tam mowa o Miłosierdziu Bożym. Słowa tam zawarte napełniły mnie niepokojem. Zwłaszcza to, że Jezus mówił tam jako Ten, który ma całkowitą władzę, oraz jako Ten, który kocha człowieka. Dotarłem do źródła, na podstawie którego napisano ten folderek. Był to „Dzienniczek" wówczas jeszcze sługi Bożej, s. Faustyny Kowalskiej. Czytając go natrafiłem na słowa Jezusa do niej skierowane: „Dokąd cię cierpiał będę i dokąd Mnie zwodzić będziesz?". To było dla mnie jak olśnienie, nigdy nie sądziłem, że Bóg może mówić tak bezpośrednio do człowieka. To był moment przełomowy w moim życiu. Zamknąłem „Dzienniczek". Wiedziałem już, dokąd chcę iść i co chcę robić.
Mimo to po skończeniu szkoły śred­niej nastąpił moment, którego nie potrafię jasno innym wyjaśnić. Czułem, że jestem powołany, ale jakby jeszcze nie teraz. Nie wstąpiłem do seminarium, ale rozpocząłem studia z fizyki. Powołanie było jasnym celem, do którego dążyłem. Przez rozpoczęcie studiów ani nie zwlekałem, ani nie szukałem ucieczki od powołania; nie szukałem też kariery albo spełnienia się w świecie. Wiem tylko to i czułem wyraźnie, że Bóg tak chce, taka jest Jego wola i nigdy nie miałem co do tego wątpliwości.
Warszawa, bo tam studiowałem, była dla mnie jakby miastem bez Boga. Ponure blokowiska i to wszechobecne dążenie do bogactwa, do stania się kimś, do pokazania się, do wybicia się. Ponadto: rozbite rodziny, egoizm, wiele ludzi o zniszczonym życiu. I gdzieś na szarym końcu Bóg. Może właśnie po to tu trafiłem, aby to wszystko zobaczyć. To tu Bóg przywiódł mnie też na Drogę Neokatechumenalną. Tu zobaczyłem coś nowego! Mimo sekularyzacji zobaczyłem ludzi, którzy się nawracają i nie krępują się głosić Boga. Zawsze myślałem o zgromadzeniu kontemplacyjnym, ale dzięki Drodze Neokatechumenalnej skierowałem się ku misyjności. Tak więc, z jednej strony chciałem być w zgromadzeniu zakonnym, aby się modlić, z drugiej zaś chciałem być misjonarzem, aby głosić słowo Boże. I tak oto, po skończeniu studiów powróciłem do miejsca, skąd wyszedłem - do werbistów, którzy stanowią zgromadzenie zakonne i zarazem głoszą Chrystusa na misjach. Papiery z prośbą o przyjęcie do zgromadzenia złożyłem w swojej rodzinnej parafii, swojemu proboszczowi - werbiście, który zajął się resztą.
Im dłużej jestem w zgromadzeniu, tym bardziej mi się podoba. Teraz nie wyobrażam sobie, abym mógł być gdzie indziej. Czuję, że Bóg wyznaczył mi to miejsce. Choć lękiem mnie napawa wyjazd do Chile, gdzie dostałem przeznaczenie misyjne, wiem też, że Boga nie trzeba rozumieć, ale jedynie Mu ufać: On sam wie, którędy prowadzi. Proszę o modlitwę, abym mógł godnie o Nim świadczyć.

Za: MISJONARZ, nr 6, czerwiec 2005.