Rocznik 2008

Święcenia dnia: 10 maja 2008 - Pieniężno

Szafarz: J.E. ks. bp Tadeusz Płoski

Prowincjał: O. Danilewicz Andrzej

Rektor WSD w Pieniężnie: O. Szpyra Szczepan

Wręczenie krzyży misyjnych:

 

O. Mariusz Kubista
„Otrzymałem najlepsze”
Kiedy zastanawiam się nad swoim powoła­niem, przypominają mi się słowa: Zanim ukształtowałem cię w tonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię (Jr 1,5). Zastanawiam się, ile w mojej drodze życia jest własnego szukania, a ile woli Pana Boga i Jego prowadzenia. Na obrazku prymicyjnym umieściłem słowa: „Nie otrzymałem tego, o co prosiłem, ale to, co dla mnie najlepsze". Myślę, że to zdanie bardzo trafnie oddaje historią mojego powołania.
Urodziłem się na Śląsku. Tam dojrzewała moja decyzja wstąpienia do zgromadzenia księży werbistów. Wzrastałem w zwykłej, można powiedzieć, przeciętnej rodzinie, której wdzięczny jestem za wychowanie i przekazane wartości. W atmosferze spokoju, w poczuciu bezpieczeństwa dorastałem i kończyłem kolejno: Szkołę Podstawową w Katowicach, Technikum Górnicze również w Katowicach, a w konsekwencji Wydział Transportu na Politechnice Śląskiej. Już na ostatnim roku studiów pracowałem w firmie komputerowej zajmującej się produkcją i wdrażaniem systemów komputerowych. Choć werbistów znałem praktycznie od zawsze - mój dziadek miał brata werbistę, również jedna z jego rodzonych sióstr była siostrą zakonną -jednak nie myślałem, że kapłaństwo czy misje to również moja droga. Odkąd sięgam pamięcią, moje zainteresowania, pasje, plany skierowane były na co innego. Żyłem w świecie komputerów, informatyki i dobrze się w nim czułem. Jednak Ktoś wiązał ze mną odmienne plany i na początku ciężko było się z tym pogodzić. Przyznaję, że pierwsza myśl o kapłaństwie pojawiła się na II roku studiów. Jednak wtedy albo jeszcze nie byłem gotowy zostawić wszystko, albo tak skutecznie udawało mi się zagłuszyć głos Pana, że praktycznie o tej myśli zapomniałem. Chciałem skończyć studia, miałem marzenia, pasje i wszystko odbywało się normalnym tokiem. Jednak, jak się okazało, tylko do pewnego czasu. Studia się skończyły, znalazła praca... i niepokój powrócił. Wtedy już trzeba było zadać sobie uczciwie i poważnie pytania: o przyszłość, szczęście, po­wołanie. I tak konsekwentnie Pan Bóg robił swoje. Zaczął pojawiać się pomysł „spróbowania" życia w klasztorze. Najpierw sporadycznie, potem coraz częściej, coraz   poważniej,   aż   decyzja, która była wielkim zaskoczeniem dla rodziny, przyjaciół i znajomych, zapadła. I tak w 2000 r. pojawiłem się w postulacie, potem był nowicjat, studia w Pieniężnie, podczas nich roczna przerwa na praktykę Regency w Caritas w Opolu. Teraz czeka mnie już tylko roczny kurs nauki języka angielskiego. Zaraz po nim pojadę w miejsce mojego przeznaczenia, w miejsce, do którego Bóg mnie prowadził - do Kenii i Tanzanii. Czekają mnie nowe zadania, nowa rzeczywistość, nowi ludzie, miejsca, ale ufam, że tak jak dotychczas, jakoś niezauważalnie, ale konsekwentnie Bóg będzie prowadził i uczyni ze mnie swoje prawdziwe narzędzie. Proszę wszystkich czytelników „Misjonarza", aby pamiętali w swoich modlitwach o tych, którzy z obawą, ale też z radością wyruszają, by świadczyć o Chrystusie w nowych, nieznanych sobie miejscach.

Za: MISJONARZ, nr 5, maj 2008,


 

Artykuły:

- "U podnóża znajomej góry" - Misjonarz nr 1/2012, str 28-29