o. Marcin Milczanowski

 

Artykuły mówiące o działalności i pracy duszpasterskiej Ojca Marcina:

- "Dom Św. Krzyża i przyklasztorny cmentarz w Nysie", czasopismo Misjonarz nr 11/2010, str. 3 - 5.

- "Misyjne święto dzieci" - Misjonarz nr 1/2011, str 32-33.

- "Życie drogą do Boga" - Misjonarz nr 7-8/2013 str 22-23


 

Spośród wielu doświadczeń, które kształtowały moją osobę i zadecydowały o późniejszym wstąpieniu do seminarium, niewątpliwie tamten wieczór głęboko zapisał się w mojej pamięci. On nadał nowy sens mojemu życiu. To jest moja opowieść, początek historii mojego życia, nią chciałbym się podzielić.
Był to czas wieczornej modlitwy. Zanim się spostrzegłem, już klęczałem przed łóżkiem, przedstawiając Bogu moją prośbę życia. Oczywiście, później rodziły się kolejne, ale na tę pierwszą Bóg jakoś szybko zechciał odpowiedzieć. Układ był prosty: Ty, Panie, wyświadczysz mi pewną przysługę, a ja, w dowód wdzięczności, zgodzę się oddać moje życie do Twojej dyspozycji, cokolwiek by to oznaczało. Uznałem, iż aktem największego poświęcenia się Bogu i człowiekowi będzie praca misyjna w Afryce. Poza tym mojemu życiu chciałem nadać pewnego kolorytu, a jako że ktoś bliski mojemu sercu nagle zrezygnował z daru życia, moja ofiara -życie za życie - wydała się mieć wielkie znaczenie. W ten sposób odczytałem sens mojego życia.
Po latach, gdy wracam pamięcią do tego wydarzenia, muszę przyznać, iż Bóg nie musiał przystać na moje warunki z prostego względu - nie byłem do końca świadomy konsekwencji wypowiadanych słów, a poza tym rzecz tyczyła się tylko pewnego zabiegu w szpitalu. Niby nic nadzwyczajnego, ale dla mnie znaczyło wiele. Gdy po zabiegu w szpitalu pojawiły się pewne komplikacje, wówczas musiałem na nowo zweryfikować moją wiarę, tam też ją straciłem i na nowo uwierzyłem w Boga. Oczywiście, ta historia ma swój szczęśliwy finał, gdyż Bóg wywiązał się ze swojej obietnicy, a ja - nie potrafię dokładnie powiedzieć, kiedy to nastąpiło - otrzymałem powołanie misyjne. Wówczas byłem najszczęśliwszym człowiekiem, bowiem dokładnie wiedziałem, co chciałbym robić w życiu, a dla przyszłego maturzysty (LO w Dubiecku) była to rzecz najistotniejsza - wiedzieć, czego  chce się od życia.
W mojej decyzji o wstąpieniu do werbistów nie czułem się jakoś osamotniony: mógłbym wymienić wiele zadziwiających wydarzeń, które pozwoliły mi ufać, iż zmierzam we właściwym kierunku, a w tym wszystkim Ktoś nieustannie czuwa nade mną. Bóg ciągle podsyłał mi godne zaufania osoby, z którymi mogłem dzielić swoje radości i smutki. Obok tych osób nie przeszedłem obojętnie - wspólnie pokonaliśmy pewien odcinek w życiu, ucząc się wiele od siebie, a ich mądrość i doświadczenie pozwoliły mi przezwyciężyć najtrudniejsze kryzysy. Jednak nade wszystko pokazały mi, co tak naprawdę oznacza słowo „kochać". Te wszystkie osoby stanowią ważną część mojej opowieści, współtworząc historię mojego życia i za to jestem im bardzo wdzięczny.      

za: "Misjonarz" nr 5/2009, str 5

 


 

O. Marcin Milczanowski SVD
Decyzję o wstąpieniu do Zgromadzenia Słowa Bożego podjąłem dwa lata przed ukończeniem LO w Dubiecku. Wówczas marzyłem o życiu zakonnym, chciałem też być księdzem, by móc odprawiać Msze Św., a jednoczenie byłem otwarty na świat misyjny – Afryka zawsze mnie intrygowała! Sądziłem, iż byłoby czymś niesamowitym, gdybym stanął na Czarnym Lądzie jako misjonarz i tam głosił Ewangelię.
Po maturze byłem wielce szczęśliwy, gdyż dokładnie wiedziałem, czego chcę od życia. Moi koledzy głowili się, jaki wybrać kierunek studiów, a ja już miałem jasno obrany cel: być werbistą – misjonarzem. Oczywiście udawałem, że też głęboko rozmyślam o studiach, gdyż nie chciałem wywoływać żadnej sensacji. Tylko nieliczni byli wtajemniczeni. Rodzice dowiedzieli się dopiero tydzień przed moim wyjazdem do klasztoru. Może się domyślali, że pójdę do diecezji, ale na pewno nie do zakonu.
Tak więc w 2001 roku wstąpiłem do Zgromadzenia Słowa Bożego. Najpierw postulat w Nysie, a następnie roczny nowicjat w Chludowie k/Poznania. Po pierwszych ślubach zakonnych rozpocząłem studia w Misyjnym Seminarium Duchownym Księży Werbistów w Pieniężnie na Wydziale Teologii Uniwersytetu Warmińsko – Mazurskiego w Olsztynie. W 2006 r. przerwałem studia, by odbyć roczną praktykę w Domu Pomocy Społecznej w Raciborzu dla osób przewlekle nerwowo i psychicznie chorych.
W 2007 roku wróciłem do Pieniężna, by dalej kontynuować naukę. Dnia 8 września 2008 roku złożyłem śluby wieczyste, a 12 października otrzymałem święcenia diakonatu. Studia na Wydziale Teologii UWM w Olsztynie zakończyłem 29 kwietnia 2009 r., otrzymując dyplom magistra teologii. Temat pracy magisterskiej brzmiał: Proegzystencjalny wymiar ojcostwa na podstawie wybranej literatury przedmiotu. Sakrament święceń kapłańskich przyjąłem 9 maja 2009 roku. Szafarzem święceń był ks. bp Ladislav Nemet – werbista.
Po święceniach, już jako o. Marcin Milczanowski SVD, zostałem przeznaczony do pracy w Polsce. Od 1 sierpnia 2009 r. jestem wikariuszem Parafii pw. Matki Bożej Bolesnej w Nysie.
W mojej decyzji o wstąpieniu do werbistów nie czułem się osamotniony. Mógłbym wymienić wiele zadziwiających wydarzeń, które pozwoliły mi ufać, iż zmierzam we właściwym kierunku, a nade wszystko „ktoś” nieustannie czuwał nade mną. Bóg ciągle podsyłał mi wartościowe osoby, z którymi mogłem dzielić swoje radości i smutki. Obok tych osób nie przeszedłem obojętnie, wspólnie pokonaliśmy pewien odcinek w życiu, ucząc się wiele od siebie, a mądrość i doświadczenie tych osób pozwoliły mi przezwyciężyć najtrudniejsze kryzysy w moim życiu. A nade wszystko pokazały mi, co tak naprawdę oznacza słowo „kochać”.
Wierzę, że też tak będzie na mojej pierwszej placówce w Nysie.

za: http://www.werbisci-parafia.nysa.pl/duszpasterze.html