O. Farkas Gergely

Farkas, Gergely, Budapest, (Hungria) - 78 07 08 11 12

Pracuje w: Chiny, Tajwan


NIESPOKOJNA DUSZA WĘGRA

Pamiętam dzień, kiedy klęczałem w werbistowskiej kaplicy w Indiach. Wylosowałem wtedy ze szkatułki kartkę ze Słowem Bożym: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! (Mk 16,15). Obawiałem się rozczarowania. Już nieraz bowiem myśl o pójściu za Jezusem pojawiła się w moim sercu. Toteż szybko zbagatelizowałem to Słowo. Ono jednak nie wraca do Pana, póki nie spełni swego posłannictwa (zob. Iz 55,11). Po powrocie do domu przyszło znów do mnie. W jednym momencie zrozumiałem, do Kogo należę...
Gdybyście zapytali mnie, „bratanka" pochodzącego z Budapesztu, o tajemnicę prawdziwego szczęścia, powiedziałbym, że jest nią zjednoczenie z Bogiem. Kojarzy się to raczej z ideałem zarezerwowanym tylko dla świętych. Oznacza to przecież, że moja wola jest zjednoczona z Jego wolą, a moja miłość podlega Jego miłości. Mam we wszystkim zależeć od Niego, oddawać Mu wszystko i, jako Jego umiłowane dziecko, wszystkiego od Niego oczekiwać.

A najtrudniejsze w tym wszystkim jest zaakceptowanie własnej słabości i grzeszności. Wiem jednak, że właśnie wtedy czeka na mnie przebaczający Bóg, przed którym już nigdy i nic nie chcę w moim życiu zataić. Kiedy też zrozumiałem, że nie muszę robić tego o własnych silach, lecz pozwolić ogarnąć się Miłości, wtedy przestało to być dla mnie trudne.

Droga odkrywania mojego powołania była długa. Wiele z tego, kim dzisiaj jestem, zawdzięczam Wam, Polakom. Mam tu na myśli przede wszystkim bł. Jana Pawła II, pierwszego misjonarza, którego spotkałem podczas wizyty papieskiej w Budapeszcie w 1991 r. Miałem wówczas szczęście dotknąć jego ręki. Później, jako student filologii polskiej i angielskiej, poznałem polskich misjonarzy i misjonarki pracujących na Węgrzech, wśród nich werbistów. Nie pamiętam dokładnie, co mi wtedy powiedzieli, ale urzekł mnie ich przekaz. Mówili o Panu Bogu tak, jak mogą mówić tylko ci, którzy znają żywego Boga.

Kiedy w ramach wymiany studenckiej trafiłem na Uniwersytet Jagielloński w Krakowie, jeden z polskich księży zaprosił mnie do Częstochowy. Pojechaliśmy wówczas do sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski. Gdy wszedłem do środka, zobaczyłem wiszące przy Jej wizerunku wota. Zawstydziłem się wtedy, bo ja nic Jej nie przywiozłem. I kiedy w takim zakłopotaniu klęczałem przed cudownym obrazem, w pewnym momencie uświadomiłem sobie, co mógłbym Jej ofiarować. Tego dnia właśnie oddałem Maryi moje serce. Po tym głębokim doświadczeniu słowa Św. Pawia, Biada mi bowiem, gdybym nieglosil
Ewangelii! (1 Kor 9,16), nabrały dla mnie szczególnego znaczenia. To był jednak tylko pierwszy zapal.
Po ukończeniu studiów pracowałem ja­ko doradca komputerowy w Budapeszcie, a później zajmowałem wysokie stanowisko w Polsce. Miałem dużo pieniędzy i pracę od świtu do nocy. Kiedy siedziałem w no­wym samochodzie w porannych korkach, często powracało do mnie pytanie: co ja tu właściwie robię? Odpowiedź była tylko jedna: zarabiam. Moja niespokojna dusza tęskniła za czymś więcej.
Na urlop pojechałem do Indii do ro­dziny zaprzyjaźnionego werbisty. W kaplicy Niższego Seminarium Werbistów w Changanacherry pewien kleryk podał mi pudełeczko z kartkami ze Słowem Bożym i otrzymałem słowa św. Marka: Idźcie na cały świat... Po powrocie do domu zrozumiałem, że żadnemu innemu panu nie chcę już służyć, tylko Panu Bogu.
Świadectwo polskich misjonarzy i radość, z jaką chrześcijanie w Indiach przeżywają wiarę, zaowocowały. Zrozumiałem, że tą radością ewangeliczną chcę się podzielić z każdym. Już dawno wiedziałem, pisząc słowami Św. Tereski od Dzieciątka Jezus, że moim powołaniem jest miłość, ale dopiero teraz zrozumiałem, w jakiej formie mam ją realizować: w powołaniu zakonno-misyjnym w Zgromadzeniu Słowa Bożego.
Z tego miejsca pragnę Wam, Bratankom, podziękować za to, że mnie, przybysza z Węgier, niegdyś, na początku moich studiów, przyjęliście do swojego kraju, życzliwie otaczaliście troską, żebym mógł stać się misjonarzem i za kilka miesięcy wyjechać na misje, na Tajwan. Dziękuję także za Waszą wierność Matce Najświętszej i Kościołowi.
A gdyby ktoś zapytał mnie, co myślę o Polakach, odpowiem starym, dobrym przysłowiem:
„Polak, Węgier, dwa bratanki,/ i do szabli, i do szklanki./ Oba zuchy, oba żwawi,/ niech im Pan Bóg błogosławi!"
Gergely Farkas SVD

za: Misjonarz nr 5/2011, str 4

Święcenia miałem
14 kwietnia 2012 r. w Budapeszcie
w kościele chrztu p.w. Świętego Józefa Rzemieślnika.
Szafarzem był J.E. Ks. Bp János Székely, biskup pomocniczy archidiecezji Ostrzyhomsko-Budapesztańskiej.


 

- W dłoni św. Stefana (cz. I) - Misjonarz 11/2012, str. 3-5.

- W dłoni św. Stefana (cz. II) - Misjonarz 12/2012, str. 20-22.