O. Radomski Michał

Radomski, Michal, Myszków, Częstochowa - 79 03 04 11 12

Pracuje w: COL


"JEDNAK ŁASKA BOŻA ZWYCIĘŻYŁA W DUSZY"

Słowa stanowiące tytuł tego tekstu pochodzą z „Dzienniczka" Św. Faustyny Kowalskiej (Dz. 8); obrałem je za treść mojego prymicyjnego obrazka.

Każdy z nas już od dzieciństwa nosi plany na przyszłość. Podobnie i ja - pragnąłem osiągnąć sukces w życiu, założyć rodzinę. Jednak wraz z upływem czasu wiele spraw musiałem zweryfikować. Trójjedyny Bóg ma bowiem dla każdego z nas najlepszą opcję i chodzi o to, aby wsłuchać się w Jego wolę, wówczas nie straci się na giełdzie życia. Sukces gwarantowany.
Pochodzę z Myszkowa, miasta na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, oddalonego ok. 40 km na południe od klasztoru jasnogórskiego w Częstochowie. Czasami wracam pamięcią do ósmej klasy szkoły podstawowej, kiedy stanąłem przed dylematem, co wybrać: liceum ogólnokształcące czy technikum. Wybrałem technikum o profilu ochrona środowiska. Wówczas pierwszy raz pojawiły się i zdziwiły mnie pytania moich kolegów i koleżanek, czy aby nie pragnę wstąpić do Niższego Seminarium w Częstochowie. Co? Ja i seminarium? Nigdy!!! Owszem pochodzę z rodziny, w której jeden wujek jest misjonarzem i dyrektorem ośrodka dla sierot w Peru, drugi jest księdzem w diecezji częstochowskiej, a dwóch wujków kapłanów Pan powołał do wieczności. Ale ja do seminarium? Nie do pomyślenia! I tak przez pięć lat uczyłem się w technikum. Gdy zbliżała się matura, pojawiało się pytanie: co teraz? W parafii przez wiele lat byłem ministrantem i lektorem, jednak nie myślałem o seminarium czy kapłaństwie. Owszem, dużo czytałem o misjach dzięki miesięcznikom dostępnym w mojej parafii pw. Św. Apostołów Piotra i Pawła. Dopiero pod koniec technikum pojawiła się myśl poświęcenia własnego życia misjom ludziom, do których pośle mnie Jezus Chrystus.

Postanowiłem jednak dać sobie czas i podjąłem studia z ochrony środowiska i administracji. W tym czasie toczyła się we mnie walka i nurtowały mnie pytania: Czy rzeczywiście chcę zostać kapłanem, misjonarzem? Czy dam radę?
Czy może czeka mnie miłość małżeńska i dziewczyna, z którą w przyszłości założę rodzinę? Przyznać muszę, że zapierałem się i walczyłem sam ze sobą, nie wiem dlaczego i po co. Po ukończeniu studiów i wewnętrznych zmaganiach złożyłem potrzebne dokumenty do Zgromadzenia Słowa Bożego. Po okresie postulatu i nowicjatu, w trakcie formacji seminaryjnej wyjechałem na praktykę pastoralną do Kolumbii. Był to szczególny i niezapomniany czas poznawania nowych kultur, ludzi, a przede wszystkim siebie. Wydawać by się mogło, że już zdążyłem poznać siebie, ale dopiero praktyka na misjach w zupełnie nowym środowisku pozwoliła mi zobaczyć siebie i wyzwania stojące przed misjonarzem.

W Kolumbii, po kursie języka hiszpańskiego, w okresie Bożego Narodzenia pomagałem na misji, gdzie pracuje o. Henryk Piotrowski SVD (2 kościoły i 40 kaplic). Następnie studiowałem w Medellin, gdzie mieszkałem i pomagałem w werbistowskiej parafii. Jednak to, co najbardziej ukochałem z całego misyjnego doświadczenia w Kolumbii, czekało na mnie w Murindó w kolumbijskiej dżungli. Zamieszkałem wśród Afrokolumbijczyków, czułem się tam jak w afrykańskim buszu. Każdą wolną chwilę poświęcałem poznawaniu i zgłębianiu kultury Indian Embera Katfo. O tym szczególnym doświadczeniu w moim życiu pisałem już na łamach „Misjonarza". Ostatni okres praktyki pastoralnej w Kolumbii spędziłem w parafii pw. Matki Bożej Miłosierdzia w Cali, gdzie byłem odpowiedzialny za kursy biblijne, katechezy dla dzieci i nabożeństwa. W pamięci noszę ostatnie dni pożegnania z poszczególnymi grupami tuż przed powrotem do Polski w lipcu 2010 r. Jednak serce na nowo napełnia się radością, kiedy pomyślę, że niebawem, po przyjęciu święceń kapłańskich udam się do „starych znajomych" już w innej roli i z inną odpowiedzialnością, powierzonymi mi przez Tego, który mnie wybrał i powołał - Jezusa Chrystusa. Moim zadaniem będzie praca wśród Indian, których pokochałem i którzy podobno wciąż dopytują, co u mnie i kiedy wracam. Tak więc przede mną kolejne wyzwania.

Was, Drodzy Czytelnicy „Misjonarza", pragnę prosić o pamięć i modlitwę za mnie i za ludzi, których Bóg postawi na mojej misyjnej drodze. Bóg zapiać!

Michał Radomski SVD

za: Misjonarz nr 5/2011, str 12