Śp. o. Władysław Kajzer

Przysłowie mówi, że "Pan Bóg potrafi pisać prosto nawet na krzywych liniach". Wykładnią tego przysłowia jest droga powołania kapłańsko-misyjnego o. Władysława Kajzera.

Władysław Leon Kajzer, syn Ludwika i Pelagii, z domu Kinecka, urodził się 1 kwietnia 1920 roku w Strzałkowie, w Poznańskiem. Ochrzczony został w miejscowym kościele parafialnym 3 maja. Kiedy miał 4 lata, rodzice przeprowadzili się z dziećmi do Rawicza. Władysław był najmłodszy z czworga rodzeństwa, miał dwóch braci i jedną siostrę. Chociaż ojciec był tylko szewcem, wykształcił całą czwórkę dzieci.

Po ukończeniu szkoły podstawowej Władysław zgłosił się w 1935 roku do 00. Marianów. Ponieważ nie mogli mu obniżyć czesnego, o co prosił, odszukał w "Przewodniku Katolickim" adres Małego Seminarium Misyjnego werbistów w Bruczkowie. Do małego seminarium przyjął go o. prowincjał Tomasz Puchała. Od niego również uzyskał obniżkę opłat. Po dwóch latach nauki w Bruczkowie został przeniesiony do gimnazjum werbistowskiego w Rybniku, gdzie uzyskał świadectwo ukończenia państwowego gimnazjum ogólnokształcącego. Po wakacjach miał kontynuować naukę w liceum w Górnej Grupie. Niestety 1 września 1939 roku rozpoczęła się wojna.

Wybuch wojny zastał go w Poznaniu. Ze znajomymi ewakuował się aż do Warszawy, ale po kapitulacji powrócił do Rawicza. Wiosną 1940 został wywieziony przez Niemców na roboty, do gospodarza koło Ścinawy. Po miesiącu gospodarz udzielił mu pisemnego zwolnienia, które pozwoliło mu wrócić do domu. Niemcy jednak uznali go za zbiega i wsadzili na trzy dni do więzienia w Rawiczu. Po wyjaśnieniu sprawy otrzymał nakaz pracy na miejscu. Większość czasu przepracował jako robotnik na kolei. W marcu 1945 roku zgłosił się do domu nowicjackiego w Chludowie koło Poznania. Rozpoczęła się odbudowa ze zniszczeń wojennych i równocześnie nauka filozofii pod kierunkiem jedynego profesora o. Jana Chodzidły. W 1946 wznowiono życie nowicjackie w Chludowie. Drugi rok nowicjatu kontynuował w 1947/48 w Nysie. Następnego roku podjął studia teologiczne w Misyjnym Seminarium Duchownym Księży Werbistów w Pieniężnie, przeniesionym tu w tymże roku z Chludowa. Po ludzku wydawałoby się, że odtąd życie jego powinno prostą drogą zmierzać do kapłaństwa. Ale wtedy zacytowane na wstępie przysłowie nie miałoby tu odniesienia.

"W 1950 roku, po drugim roku teologii i dwóch niższych święceniach na skutek przemęczenia i nieporozumienia z domownikami, wystąpiłem ze Zgromadzenia" - pisze Władysław w życiorysie. Po przybyciu do domu rodzinnego skorzystał z otwarcia liceum ogólnokształcącego dla pracujących i w 1951 roku uzyskał państwową maturę. Pracował w różnych przedsię­biorstwach, najdłużej w branży odzieżowej.

W 1966 roku odwiedził Pieniężno. "Padła od kogoś nieśmiała, wypowiedziana półżartem propozycja powrotu. Nie brałem tego poważnie. Ale kontakty grzecznościowe w dalszym ciągu utrzymywałem. Wreszcie po dwóch latach powziąłem zamiar powrotu do SVD, o ile oczywiście jeszcze się na coś przydam. Zostałem przyjęty. I w lutym 1969 przybyłem do Pieniężna, do nowicjatu. Po skróconym za dyspensą nowicjacie kontynuowałem studia teologiczne. Śluby wieczyste złożyłem 7 września 1970. Wyświęcony zostałem 27 czerwca 1971 roku. [Konsekratorem był sługa Boży kard. Stefan Wyszyński Prymas Polski]. Z dniem 1 lipca otrzymałem nominację na wikariusza przy parafii św. Jana Chrzciciela w Ornecie. Po roku zostałem przeniesiony na równorzędne stanowisko do parafii w Pieniężnie".

Tyle życiorys z 1973 roku. Potem był kilka lat ekonomem domowym w Chludowie. Od 1976 do 1998 był kapelanem sióstr zakonnych kolejno w Brynicy, Zborowskiem, Porębie - Leśnicy. W tym okresie był dwukrotnie operowany na stawy biodrowe.

Ostatnie lata spędził w Domu Misyjnym św. Józefa w Górnej Grupie na oddziale dla starszych i chorych współbraci. Były to lata raczej pogodne. Urodzony w Prima Aprilis brał swoje życie i konkretne sytuacje życiowe trochę z przymrużeniem oka. Powoli jednak siły się wyczerpywały.

Zmarł 19 stycznia w Górnej Grupie, zaopatrzony na śmierć przez ojca rektora Jana Czachorka w 84 roku życia i 33 roku kapłaństwa. Został pochowany na miejscowym cmentarzu klasztornym.

Po ludzku sądząc wydaje się, że pomimo krzywych linii było to życie spełnione i owocne.

Alfons Labudda SVD
"Misjonarz" Nr 4/2004