Śp. br. Józef Ławicki

Br. Józef przepracował na misjach w Indonezji 46 lat. Urodził się 21 grudnia 1935 r. w Boleszynie w powiecie Nowe Miasto Lubawskie jako drugie dziecko Jana i Marianny z domu Kozicka. Na chrzcie dano mu na imię Walenty. Miał ośmioro rodzeństwa, spośród którego dwoje zmarło w dzieciństwie. Po ukończeniu szkoły podstawowej zgłosił się do niższego seminarium księży werbistów w Górnej Grupie. Pragnął zostać kapłanem-misjonarzem. Miał jednak duże zaległości ze szkoły pod-stawowej i dlatego nie bardzo radził sobie z nauką. Po roku wstąpił do nowicjatu braci misyjnych w Pieniężnie. Miał liczne talenty. Praktykę odbywał w wielu warsztatach i w ten sposób zdobył zawód młynarza, piekarza, kucharza, szewca, stolarza, ślusarza i elektryka. Był też samoukiem-organistą a jako misjonarz nie rozstawał się z aparatem fotograficznym. W 1967 r. wyjechał na misje do Indonezji. Przez wiele lat prowadził warsztat mechaniczny, w którym pracowało z nim do 40 uczniów.

Był już w zakonie, kiedy urodziła się jego młodsza siostra Teresa, która później została zakonnicą u Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny. Wspomina ona, że początkowo odnosiła się do brata jak do nieznajomego, później jednak zawiązała się między nimi wielka przyjaźń. Matka stawiała go za wzór, kiedy Teresa kłóciła się i była leniwa. Pamięta, że Waleś był uczynny wobec wszystkich w rodzinie, dla sąsiadów i znajomych. W czasie swoich urlopów chętnie razem z innymi pracował przy żniwach. Naprawiał wszelki sprzęt domowy i gospodarczy. Był miły, uśmiechnięty, radosny i lubił żartować. Nigdy nie opuszczał Mszy Św., chociaż do kościoła musiał iść trzy kilometry. Interesował się wszystkim i wszystkimi. Stał się autorytetem dla rodzeństwa i sąsiedztwa. Druga jego siostra Albina Genowefa również poszła do Misjonarek Świętej Rodziny (zm. 16 lipca 2006 r.).

Misjonarz blisko współpracujący z br. Józefem wspomina, że chętnie pomagał wszystkim znajdującym się w potrzebie, nie tylko współbraciom, siostrom misyjnym, ale i mieszkańcom wyspy Flores, zwłaszcza, gdy chodziło o podwiezienie kogoś samochodem. Nawet jeśli się z kimś pokłócił, nie pamiętał urazy, ale przechodził szybko nad sprawą do normalnego porządku. Każdego dnia bardzo długo przebywał w kaplicy na modlitwie i rozmyślaniu. Pod tym względem był niedościgniony, nikt mu nie dorównał. W każdą niedzielę w parafii pomagał w rozdzielaniu Komunii Św., nawet na kilku Mszach. Niektórych jednak denerwowało jego gadulstwo.

Dekretem z 13 sierpnia 2013 r. został przez ojca generała przeniesiony do Polskiej Prowincji, a ojciec prowincjał dekretem z 31 sierpnia jako miejsce stałego pobytu wyznaczył mu Dom Misyjny św. Józefa w Górnej Grupie. W czasie badań medycznych w Instytucie Chorób Tropikalnych w Gdyni okazało się, że ma złośliwego raka żołądka. Ponieważ nie odczuwał żadnych boleści, niechętnie wybierał się na operację do Centrum Onkologii w Bydgoszczy. Operacja miała szczęśliwy przebieg. W kilka dni po niej nastąpiły jednak komplikacje w postaci wewnętrznego krwawienia, wskutek czego zmarł w szpitalu 1 grudnia 2013 r. Spoczął na cmentarzu zakonnym w Górnej Grupie. Tu startował jako młody chłopiec i tu jako wysłużony misjonarz znalazł miejsce wiecznego spoczynku. Pozo-stawił po sobie wdzięczną pamięć, listy i zdjęcia przesyłane z Indonezji oraz obszerne autobiograficzne wspomnienie z pracy misyjnej.

Alfons Labudda SVD
Za: Misjonarz 2/2015