O. Hugo Schulz
urodzony: 22. 02. 1910 rok
święcenia kapłańskie: 24. 08.1938 rok w St. Gabriel
zmarł: 31. 10. 2004 roku - (94 lata) - pochowany w Papui Nowej Gwinei.
Warmiński Matuzalem
W roku 2000 o. Hugo Schulz ukończył 90 lat. Od tego momentu aż do końca swych dni był najstarszym misjonarzem w Papui Nowej Gwinei. Z racji swych 94 lat zwano go „Matuzałemem". Był jednym z tych licznych misjonarzy, Warmiaków-werbistów, których wydała święta Warmia w XX w., a których kości rozsypane są po całym świecie. W okresie międzywojnia Pieniężno ze swym misyjnym gimnazjum stanowiło magnes dla katolickiej młodzieży męskiej na Warmii. A było to pokolenie zahartowane ciężką pracą u boku rodziców w gospodarstwie domowym i wychowane w zdrowej pobożności. Toteż nic dziwnego, że jako misjonarze, nauczyciele, przełożeni pracowali wytrwale i skutecznie do kresu wyznaczonego im przez Stwórcę.
Hugo Schulz urodził się 22 lutego 1910 r. w Wilczkowie w rodzinie gospodarza Józefa i Marty z domu Pohlmann jako piąty spośród siedmiu chłopców i jednej dziewczynki. W 1923 r. wstąpił do niższego seminarium księży werbistów w Pieniężnie, Po maturze w Nysie w 1931 r. zgłosił się do nowicjatu do seminarium misyjnego St. Gabriel w Modling k. Wiednia, gdzie po studiach teologicznych otrzymał święcenia kapłańskie 24 sierpnia 1938 r, W obliczu zbliżającej się wojny w pośpiechu wyruszył w 1939 r. pociągiem trasą transsyberyjską do pracy misyjnej w Chinach, Dziesięć lat przepracował w administracji werbistowskiego uniwersytetu Fu Jen w Pekinie. Bardzo upodobał sobie Chiny i Chińczyków. Do końca życia często powracał w rozmowach do tego okresu. Podczas rewolucji komunistycznej był więziony i w końcu wyrzucony z Chin. Co ciekawe, pytany o pobyt w więzieniu, odpowiadał, że ma tylko dobre wspomnienia. Często rozmawiał ze strażnikami. W jego celi było biurko z zamkniętą na klucz szufladą. Pozostanie jego tajemnicą, jak ją otworzył. Znalazł w niej bajki starożytnego pisarza Ezopa i nowele M. Gorkiego w języku chińskim. Czytał je wielokrotnie. Z drucików i chleba zrobił sobie różaniec. W ten sposób czas upływał mu szybko i w miarę spokojnie.
W latach 1950-1956 przebywał w domu macierzystym zgromadzenia w Steyl w Holandii.
10 stycznia 1957 r. wylądował w drugim kraju
przeznaczenia misyjnego - w Papui Nowej Gwinei. Zaledwie rok spędził na „twardym gruncie" największej wyspy świata na stacji misyjnej Mambe w diecezji Wewak. Był chłopcem do wszystkiego. Miał rozliczne zdolności, a w wolnych chwilach naprawiał wszystkie maszyny i zegarki. Po roku bp Leo Arkfeld zapytał go, czy lubi morze. Powiedział, że owszem, morze kocha, ale nie znosi rejsów morskich, na co biskup rzekł: „Ach, to się ułoży". I ułożyło się. Odtąd przez 30 lat kołysał się na falach Oceanu Spokojnego i ani razu nie zachorował na chorobę morską. W ten sposób przejął wyspiarską parafię Vokeo z siedmioma innymi wyspami {o tak wdzięcznych nazwach jak: Kairiru, Ruprup, Kado-var, Walis, Mushu, Biem), odległymi od siebie do pięciu godzin podróży morskiej, oczywiście przy sprzyjającej pogodzie. Miał do dyspozycji stateczek imieniem „Gabriel" o wyporności 9 ton DWT. Musiał opanować tajniki zarówno samego stateczku jak i żeglugi pełnomorskiej. Pamiętał powiedzenie jednego z biskupów nowogwinejskich: „Jeśli ktoś chce mieć kłopoty, niech się ożeni lub kupi statek". O. Hugo miał niezliczone przygody na morzu, o których umiał z humorem bez końca opowiadać. Najchętniej pracował sam. Dla współpracowników był zbyt drobiazgowy w swych wymaganiach.
Wierni bardzo go kochali i szanowali. Na trzech wyspach w okresie jego duszpasterzowania ani jeden katolik nie przeszedł do innowierców. Doczekał się trzech tubylczych kapłanów, dwóch diakonów i dwóch sióstr zakonnych. Sumiennie przestrzegał rubryk liturgicznych. Raz przeszedł przez cały kościół tylko po to, by o kilka centymetrów przesunąć świece na ołtarzu. Kiedy go namaszczano na drogę do wieczności, powiedział wszystkim zgromadzonym przy jego łożu, by uklękli, a nie stali, kiedy udziela się sakramentu.
W 1989 r., mając 79 lat, przeszedł w stan spoczynku. Nie opuścił jednak Nowej Gwinei, gdyż jego pragnieniem było umrzeć jako misjonarz. W 1998 r. świętował diamentowy jubileusz kapłaństwa. Na tę uroczystość przybyło wielu dawnych parafian z wysp, by mu podziękować i razem z nim wielbić Boga. Zasnął w Panu w niedzielny wieczór 31 października 2004 r. pięć minut po otrzymaniu sakramentu cho-
rych. Zgodnie ze swym pragnieniem pozostał na zawsze w Papui Nowej Gwinei.
O. Hugo Schulz odwiedził przynajmniej dwukrotnie misyjne seminarium w Pieniężnie. Za pierwszym razem dzielił się swym doświadczeniem misyjnym w Chinach. Następnym razem, w latach siedemdziesiątych, pojechał również do swego kościoła parafialnego w Wilczkowie, gdzie po wieczornej Mszy św., posiłkując się przeźroczami, prezentował wiernym pracę misjonarza w Papui Nowej Gwinei.Alfons Labudda SVD
za: czasopismo "Misjonarz" nr 7-8/2005 str 24 - 25
„Był jednym z wielu misjonarzy, których wydała święta Warmia”
Hugo urodził się 22 lutego 1910 r. we wsi Wilczków na Warmii, w głęboko wierzącej, wielodzietnej rodzinie Józefa i Marty z domu Pohlmann. Rodzina utrzymywała się z pracy w gospodarstwie rolnym. Do szkoły podstawowej Hugo uczęszczał w rodzinnej miejscowości. Po jej ukończeniu w 1923 r. rozpoczął naukę w werbistowskim niższym seminarium duchownym w Domu św. Wojciecha w Pieniężnie, którą kontynuował w innym werbistowskim niższym seminarium w Domu św. Krzyża w Nysie, gdzie w 1931 r. złożył pomyślnie egzamin dojrzałości. Już dawno postanowił zostać misjonarzem.
We wrześniu tegoż roku wstąpił do werbistowskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Domu św. Gabriela w Mödling k. Wiednia, gdzie odbył nowicjat i studia filozoficzno-teologiczne. 27 marca 1938 r. złożył tam wieczystą profesję zakonną, 20 maja otrzymał świecenia diakonatu, a 24 sierpnia tegoż roku przyjął z rąk ks. kard. Theodora Innitzera świecenia kapłańskie. Otrzymał przeznaczenie misyjne do Chin.
Po przybyciu koleją transsyberyjską na ziemię chińską dziesięć lat przepracował w administracji werbistowskiego uniwersytetu Fu Jen w Pekinie. Jak wspominał szczerze pokochał Chiny i Chińczyków. Ofiarną pracę misyjną o. Schultza przerwał jednak wybuch rewolucji komunistycznej. O. Hugo został przez komunistów wraz z innymi misjonarzami uwięziony, a po uwolnieniu zmuszony do opuszczenia Chin. Kiedy po latach pytano go o czas spędzony w więzieniu, odpowiadał, że ma tylko dobre wspomnienia. Często rozmawiał ze strażnikami. Z drucików i chleba zrobił sobie różaniec. W ten sposób czas upływał mu szybko i w miarę spokojnie. Po opuszczeniu Chin w 1950 r. przez kilka lat przebywał w Domu św. Michała w Steyl, w Holandii.
10 stycznia 1957 r. przybył do drugiego kraju swego przeznaczenia misyjnego, do Papui Nowej Gwinei. Po roku spędzonym na stacji misyjnej Mambe, w diecezji Wewak, powierzono mu położoną na siedmiu wyspach parafię Vokeo. Jako środek lokomocji miał do dyspozycji stateczek „Gabriel”. Zanim jednak rozpoczął pracę musiał wpierw opanować obsługę samego stateczku jak i zasady żeglugi morskiej. O. Hugo miał niezliczone przygody na morzu, o których umiał z humorem opowiadać. Za jego ofiarną pracę parafianie bardzo go kochali i szanowali. W okresie jego duszpasterzowania ani jeden katolik nie opuścił wspólnoty parafialnej. Pracując przez lata gorliwie i ofiarnie wychował trzech rodzimych kapłanów, dwóch diakonów oraz dwie siostry zakonne. W 1989 r., w wieku 79 lat przeszedł na emeryturę. Pozostał jednak na Nowej Gwinei. W 1998 r. świętował radośnie diamentowy jubileusz kapłaństwa. Na tę uroczystość oprócz współbraci werbistów przybyło wielu jego dawnych parafian z wysp na których pracował, aby razem z nim dziękować Bogu za dar jego kapłaństwa. O. Hugo Schultz zmarł 31 października 2004 r. w wieku 94 lat. Zgodnie ze swym pragnieniem pozostał na zawsze na Nowej Gwinei.
Z cyklu „Werbistowscy świadkowie wiary”; opracował: o. Janusz Brzozowski SVD