Rocznik 2006

Święcenia dnia: 21 maja 2006 - Pieniężno

Szafarz: J.E. ks. bp Białasik Krzysztof

Prowincjał: Piskorek Ireneusz

Rektor WSD w Pieniężnie: Szczepan Szpyra

Wręczenie krzyży misyjnych:

Bujarski Tomasz SVD
„Być misjonarzem”
Być misjonarzem – apostołem, heroldem Jezusa Chrystusa. Iść i głosić Dobrą Nowinę bliźnim. Dać ludziom pokój i autentyczną radość. Parę lat temu wydawało mi się, ta posługa zarezerwowana jest tylko dla księży i zakonników, a misjonarz to człowiek pracujący wśród pogan w dalekich „dzikich krajach”. Gdyba ktoś mi powiedział 10 lat temu, że będę z radością głosił Jezusa, to pomyślałbym, że żartuje. Ja misjonarzem!  Moimi idolami byli wtedy Jimmy Hendrix i Edward Stachura. Pismo Święte było książką, którą dobrze się czyta do snu. Poza tym, Bóg kojarzył mi się z surowym sędzią, a Kościół z grupą nawiedzonych i nieraz dwulicowych ludzi. Wydawało mi się, że ja nie pasowałem do tej świętości wraz ze swoim stylem życia - puby, muzyka i żeglarstwo. Do kościoła nieraz chodziłem, aby uśpić własne sumienie i aby nie sprawiać przykrości rodzicom. W tym całym moim życiu, pełnym wzniosłych idei, nie było miejsca dla prawdziwej Miłości.
Bóg jednak chciał inaczej. Jemu zależało, aby uwolnić mnie z tej „szklanej pułapki pseudowolności". Tak naprawdę mimo wielu przyjaciół, czułem się samotny i pusty. Można na zewnątrz się śmiać, ale na ile ta radość jest autentyczna... Myślę, że takie uczucie każdy z nas kiedyś przeżywał.
W grudniu 1996 r. poszedłem wreszcie do spowiedzi. Ksiądz w konfesjonale stwierdził: „W tobie nie ma w ogóle miłości" i zaproponował mi kurs ewangelizacyjny. Dla świętego spokoju zgodziłem się. W styczniu 1997 r. dotrzymałem danego słowa. To był przełom w moim życiu. Bóg stał się dla mnie kochającym Ojcem, mimo że nadal byłem grzesznikiem, a Jezus pomógł mi przeżyć nawrócenie. Ogłsiłem Go jedynym moim Panem, Zbawicielem i Mistrzem. Duch Święty dokonał reszty w moim życiu. To było to „powtórne narodzenie", o którym mówił Jezus Nikodemowi w Ewangelii św. Jana. Później wstąpiłem do wspólnoty Szkoły Nowej Ewangelizacji. Po paru tygodniach i ja zacząłem razem z braćmi i siostrami głosić Zmartwychwstałego Jezusa innym ludziom. Czułem wewnętrznie, że jest to moja droga życia. Bóg jednak modyfikował moje powołanie. Po pewnym czasie pobytu we wspólnocie zacząłem odczuwać potrzebę pracy na niwie misyjnej. Szukałem możliwości wyjazdu do kraju misyjnego. Na począt­ku chciałem pełnić posługę ewangelizacji jako osoba świecka. Gdy już otrzymałem odpowiedź z Instytutu Misyjnego Laikatu w Warszawie, to w moim sercu odczuwałem, że to jeszcze nie to. Jezus chciał, abym całkowicie poświęcił Mu swoje życie. Po rozmowie ze znajomymi księżmi i wielu chwilach spędzonych na modlitwie, postanowiłem wstąpić do zakonu. Wybrałem misyjne Zgromadzenie Słowa Bożego - popularnie nazywane „werbistami". Nie znałem tego zakonu, a o jego istnieniu dowiedziałem się z kalendarza werbistowskiego, który wisiał w domu rodzinnym. Wiedziałem tylko, że są to misjonarze. Od momentu podjęcia decyzji do wstąpienia do niego minęły trzy tygodnie. Obecnie jestem już dziewiąty rok w Zgromadzeniu i niedługo przyj­mę z rąk werbisty, bp. Krzysztofa Białasika, wielki dar, którym są święcenia kapłańskie. Moim krajem przeznaczenia misyjnego są Węgry, gdzie werbiści po trudnych czasach komunizmu na nowo rozpoczynają swoją misyjną działalność. Wielu ludzi potrzebuje tam odkryć Chrystusową miłość.
Dziś mogę radośnie zawołać: „Dziękuję Ci, Panie Jezu Zmartwychwstały, za ten wielki dar powołania i kapłaństwa!"
Proszę Was,  drodzy czytelnicy  „Misjonarza", o modlitwę, abym mógł godnie świadczyć o zmartwychwstałym Chrystusie.   

Za: MISJONARZ, nr 6, czerwiec 2006.