Rocznik 2008

Święcenia dnia: 10 maja 2008 - Pieniężno

Szafarz: J.E. ks. bp Tadeusz Płoski

Prowincjał: O. Danilewicz Andrzej

Rektor WSD w Pieniężnie: O. Szpyra Szczepan

Wręczenie krzyży misyjnych:

 

 

O. Paweł Smaglijenko
„Bóg zaskakujący”
Bóg jest dla mnie wciąż zaskakujący. Jest Bogiem miłosierdzia i sytuacji, które zawsze pozostają dla mnie nieprzewidziane i interesujące.
Już od dzieciństwa, odkąd sobie tylko przypominam, fascynowała mnie liturgia: sprawowanie sakramentów, Mszy św., wszystkie gesty księdza, jego strój i to, co robił. Zda­rzało się, że sarn także bawiłem się w księdza. Starałem się powtarzać zapamiętane   teksty. Z   szafki   w   pokoju robiłem ołtarzyk, na którym od czasu do czasu    „odprawiałem swoje dziecięce Msze św.". Jedynym ich uczestnikiem była babcia, która pilnowała nas w domu, gdy rodzice byli w pracy. Cierpliwie patrzyła i odpowiadała, tak jak wierni odpowiadają w kościele.
W szkole pamiętam, że było nie mniej zabawnie. Na pytania naszej wychowawczyni, kim chcemy być w przyszłości, moi koledzy i koleżanki z klasy odpowiadali: aktorką, lekarzem, prawnikiem, a jak przyszła kolej na mnie, bez skrępowania i z uśmiechem na twarzy odpowiadałem: chcę zostać księdzem. Wówczas, albo pojawiał się uśmiech na twarzy wychowawczyni, albo zupełna konsternacja (w zależności, w której klasie byłem). Podobnie reagowali znajomi moich rodziców, gdy goszcząc u nas w domu słyszeli identyczną odpowiedź.
Byłem też ministrantem. Z czasem jednak zrezygnowałem, gdyż w moim życiu był i czas przestoju, kiedy Bóg właśnie pisał „prostymi liniami po krzywych liniach mojego życia". Od trzeciej klasy liceum powróciła do mnie myśl dotycząca kapłaństwa. Było to jednak coś innego. Zaczęło mnie bardziej ciągnąć w kierunku misyjnym. Dużo pomógł mi wtedy Ruch Wiara i Światło i działalność z niepełnosprawnymi. To od nich wiele się uczyłem i dostrzegałem potrze­bę, aby nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach przybliżać Chrystusa. Wiedziałem, że są zakony, których charyzmatem jest posługa misyjna. Nie znałem jednak wielu z nich, z wyjątkiem księży werbistów - Zgromadzenia Słowa Bożego, a i to słabo. Jedyny raz zetknąłem się z werbistami na wycieczce szkolnej, kiedy wybraliśmy się do Muzeum Misyjno-Etnograficzngo mieszczącego się w klasztorze werbistów w Pieniężnie. Zacząłem szukać swojej drogi na nowo, nikomu nic nie mówiąc. Głównym źródłem moich poszukiwań stał się Internet. Stąd na pytanie, jak poznałem werbistów - przez skupienia dla chłopców czy przez czuwania? - odpowiadam: jestem powołaniem internetowym :-).
Poznałem wtedy o. Ryszarda Hoppe. Wymienialiśmy się mailami. W końcu w klasie maturalnej o. Ryszard przysłał mi wymagane dokumenty. Po zdanej maturze osobiście dostarczyłem dokumenty do klasztoru w Pieniężnie, zgodnie z mailową radą o. Ryszarda. Nigdy nie zapomnę tego spotkania: pragnienia, abym został przyjęty, aby żadnego ze świadectw nie brakowało, aby ojciec werbista, z którym rozmawiałem, pomyślnie przedstawił moją kandydaturę wyższym przeło­żonym.
W wakacje przyszła odpo­wiedź, że zostałem przyjęty do zgromadzenia. Była to jedna z najszczęśliwszych chwil w moim życiu, choć oznaczało to, że nie zro­bię kursu na prawo jazdy, który miałem rozpocząć tamtego lata. Poszedłem natomiast na pielgrzymkę na Jasną Górę, dziękując Matce Bożej za zdaną maturę i przyjęcie do zgromadzenia. Moi koledzy i koleżanki mówili, że jeszcze tak radosnego nigdy mnie nie widzieli. To było niesamowite odczucie. Z o. Ryszardem spotkałem się dopiero po trzech latach pobytu w zgromadzeniu. Zawsze się mijaliśmy. Jeśli ja zmieniałem dom, on akurat się przenosił do innego. I tak dopiero po trzech latach mogłem zobaczyć tego, który pomógł podjąć mi decyzję wstąpienia na drogę zakonno-misyjną.
W czasie mojej formacji nie zapomnę też rocznej praktyki, którą spędziłem w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla niesłyszących i słabo słyszących w Raciborzu. Doświadczyłem tam wiele życzliwości i dużo nauczyłem się od nauczycieli, księży isiostry zakonnej, wychowawców w internacie, pracow­ników, ale też od dzieci i młodzieży, którzy pomagali mi uczyć się języka migowego. W moim sercu zawsze bliscy będą też rodzice, ich dzieci i wolontariusze ze Stowarzyszenia na Rzecz Osób Niepełnosprawnych w Pieniężnie. To z nimi i dla nich wspólnie działaliśmy na rzecz osób niepełnosprawnych. To też oni uczyli mnie odkrywać drogę powołania zakonno-misyjnego, drogę do kapłaństwa służebnego.
Nie jestem doskonałym człowiekiem, ale ufam miłosiernemu Bogu, że On mi przebacza i mnie prowadzi. On jest łaskawy, miłosierny i jest Miłością. W Nim pokładam moją nadzieję i posługę. Dziękuję Mu za dar powołania do życia zakonnego, misyjnego i kapłańskiego. Z całego serca dziękuję też mojej kochanej rodzinie i wszystkim ludziom, których Bóg postawił na mojej drodze. Proszę Was o modlitwę i ofiarowywanie swoich cierpień za wszystkich misjonarzy, także za mnie, abym godnie świadczył swoim życiem o Chrystusie w Zambii - kraju mojego przeznaczenia misyjnego.

Za: MISJONARZ, nr 5, maj 2008,