o. Anthony Erragudi

Urodziłem się w rodzinie katolickiej 8 lipca 1978 r. w wiosce Nagarajupalli w województwie Kadapa w stanie Andhra Pradesh w Indiach. Moje nazwisko Erragudi (erra - czerwony, gudi - kościół) to nazwa miejscowości i stamtąd pochodziła moja rodzina. Od podstawówki byłem ministrantem w kościele i śpiewałem w chórze parafialnym. Tańczyłem na różnych uroczystościach szkolnych i kościelnych. Miałem wtedy proboszcza, który był lekarzem, rolnikiem i dobrym nauczycielem - to on nauczył mnie języka angielskiego. Pewnego dnia zapytał on uczniów: Kim chcesz być? Ponieważ siedziałem w pierwszym rzędzie, pytanie trafiło do mnie jako pierwszego. Odpowiedziałem, że chcę być księdzem. Zawołał do klasy mojego tatę - nauczyciela w tej katolickiej szkole - i powiedział mu o tym.
Moja parafia w Onteddupalli istnieje od 1733 r. i do tej pory wydała 35 księży i zakonników, a także 82 siostry zakonne. Większość księży i sióstr było uczniami moich rodziców. Mój tata był również katechetą w parafii, a gdy go nie było, to ja prowadziłem zajęcia, bo jako syn katechety musiałem znać wszystkie modlitwy na pamięć. Po kilku latach moja mama zwolniła się z pracy na rzecz wychowywania dzieci. Było nas w rodzinie 6 rodzeństwa: 2 siostry i 4 braci. Byłem najmłodszy. Dowiedziałem się po wielu latach, że rodzice chcieli, aby jeden z nas został księdzem, więc najpierw myśleli o najstarszym, urodzonym 24 grudnia. Na imię miał Balaswamy (Bala - Dzieciątko, Swamy - Jezus) i studiował u salezjanów. Jednak on miał inne plany życiowe; obecnie ma żonę i 3 córki, pracuje. Następny brat Lurdhiah, urodzony w święto NMP z Lourdes, od samego początku chciał być nauczycielem. Udało mu się, ale zmarł mając 33 lata, pozostawiając żonę i 2 synów. Kolejny brat to Joseph, też ukończył studia u salezjanów i chciał zostać salezjaninem, ale jakoś zrezygnował w ostatniej chwili i teraz ma żonę i córkę, pracuje. Moi rodzice czcili św. Antoniego z Padwy, więc dali mi to imię. Już prawie zapomnieli o swym marzeniu. Kiedy usłyszeli od proboszcza, że chcę zostać księdzem, proszę sobie wyobrazić, jak wielka była ich radość.
Gimnazjum i liceum skończyłem przebywając w internacie prowadzonym przez księży diecezjalnych i w szkole prowadzonej przez siostry zakonne. Ksiądz, który opiekował się uczniami, powiedział do moich rodziców, że mam powołanie do służby Bożej. ( Potem ksiądz ten został biskupem mojej diecezji.) Po maturze uczestniczyłem w rekolekcjach na temat powołania: najpierw było nas 130, później 60, a dalej należałem już tylko do 30 wybranych kandydatów do seminarium diecezjalnego, Kurnool. Wróciwszy do domu, spakowałem bagaż i pozostało mi tylko 5 dni do wstąpienia do seminarium. Wtedy spotkałem się z przyjacielem ze szkoły podstawowej, który wstąpił do werbistów rok wcześniej i powiedział mi o werbistach. I tak 15 czerwca 1994 r. udałem się do niższego seminarium księży werbistów. Miałem wówczas 15 lat i byłem po maturze. Skończyłem dwuletni college ekonomiczny, następnie odbyłem rok junioratu wraz z kandydatami do zgromadzenia z całego kraju. W tym czasie poznaje się duchowość werbistow-ską i odbywa się wiele spotkań z misjonarzami. Potem były trzy lata filologii angielskiej na uniwersytecie w Madrasie prowadzonym przez jezuitów, następnie roczny nowicjat w Khurda, po którym złożyłem pierwsze śluby zakonne, 10 czerwca 2002 r. Słuchając świadectw naszych werbistów, zapragnąłem pojechać na misję do Meksyku lub Papui Nowej Gwinei. Skończyłem filozofię w naszym Instytucie w Bhopal w Indiach i wtedy po raz pierwszy w historii Prowincja Polska zaprosiła kleryków do Polski.
Po przyjeździe do Polski 15 września 2004 r. myślałem, że trafiłem na inną planetę. Jazda po prawej stronie, bajkowe pory roku - zimno nawet w lecie. Najpierw rok nauki języka polskiego w Poznaniu i jednocześnie pobyt w naszym domu w Chludowie, potem zaproszenie na studia - po polsku! Rodzice, przełożeni i koledzy myśleli, że wrócę po dwóch latach OTP. Jednak zacząłem studia teologiczne w Pieniężnie, a to z kolei zaprowadziło mnie do podjęcia pracy w Polsce. Po trzech latach pobytu w Polsce pojechałem na wakacje do Indii - wszyscy zobaczyli mnie żywego, więc teraz wierzą, że w Polsce da się żyć, choć wiele rzeczy jest zupełnie innych niż w moim rodzinnym kraju.
Cieszę się, że skromne marzenie moich rodziców o kapłanie w rodzinie połączyło się z moim marzeniem. Ten, który zaprosił mnie do werbistów, po czterech latach wystąpił, ale jestem mu wdzięczny za jego pośrednictwo w rozeznaniu powołania. Dziękuję rodzicom, nauczycielom, przełożonym i przyjaciołom, że dziś jestem, jaki jestem. Na koniec powtórzę za św. Pawłem: „Stałem się wszystkim dla wszystkich."

za: "Misjonarz" nr 5/2009, str 12.

 


 

O. Anthony Erragudi SVD

Urodziłem się 8 lipca 1978 roku w stanie Andhra Pradesh, w Indiach. Jest to jeden z największych stanów w Indiach (wszystkich jest 28) i jest położony w południowej części kraju, niedaleko Zatoki Bengalskiej.
Moje nazwisko pochodzi od nazwy miasta Erragudi, skąd pochodzili moi przodkowie, którzy jako królowie zbudowali kościół i wtedy zaprosili amerykańskich księży do przyszłej pracy duszpasterskiej w moim stanie.
Moi rodzice są nauczycielami na emeryturze. Jestem najmłodszy w rodzinie. Mam dwóch braci i dwie siostry.
Ministrantem byłem już od podstawówki. Wtedy poznałem pobożnego kapłana - proboszcza i tak jak on też chciałem być księdzem. Pragnąłem też zostać pilotem, adwokatem lub nauczycielem, ale posługa kapłańska najbardziej mnie pociągała. W gimnazjum salezjanie zaproponowali mi, bym wstąpił do ich niższego seminarium, lecz moja rodzina była temu przeciwna. W liceum, jak co roku, uczestniczyłem latem w rekolekcjach powołaniowych prowadzonych przez księży diecezjalnych. Po zdanej maturze pomyślnie przeszedłem wszystkie etapy rozmów i mogłem już wstąpić do seminarium. Jednak wtedy w moim domu pojawił się werbista i opowiedział mi o pracy misyjnej, o której wcześniej nie miałem żadnego pojęcia. To mi pozwoliło bardziej otworzyć się na Kościół powszechny, który z natury jest misyjny. W 1994 roku, zaraz po maturze, mając 15 lat, wstąpiłem do niższego seminarium księży werbistów. Następnie skończyłem dwuletnią szkołę ekonomiczną. Po rocznym junioracie (czas na głębsze poznanie zgromadzenia ), studiowałem na uniwersytecie w Madrasie trzy lata filologię angielską otrzymując trzy złote medale z rąk prezydenta Indii za najlepsze wyniki w nauce.
Pierwsze śluby zakonne składałem w nowicjacie (2002 r.). Później skończyłem dwuletnią filozofię. U werbistów w Indiach jest roczna praktyka, żeby samodzielnie nauczyć się organizować swoje życie duchowe, jak i też zatroszczyć się o własny byt. Na ogół pracujemy w domach dziecka lub w instytucjach społecznych. Właśnie wtedy polska prowincja zaprosiła naszych współbraci, by w Polsce zdobyli swoje doświadczenie misyjne (OTP - zamorski program inkulturacyjny).
Do Polski przyjechało nas dwóch – ja i mój kolega George. Było to 15 września 2004 roku. Przez rok mieszkaliśmy w Domu Misyjnym w Chludowie, ucząc się języka polskiego na UWM w Poznaniu. Wtedy sądziłem, że przez jakiś czas będę na jakieś parafii, bym mógł lepiej poznać polskie duszpasterstwo. I wtedy wyszła propozycja od prowincjała (najwyższy przełożony w Polsce), bym tutaj studiował teologię. Zgodziłem się. Pojechałem do Misyjnego Seminarium Duchownego Księzy Werbistów w Pieniężnie.
I tak się zaczęło cała przygoda. Nigdy nie sądziłem, że będę studiował teologię w obcym języku – polskim.
Święcenia diakonatu przyjąłem 8 października 2008 roku z rąk abpa Edmunda Piszcza. Natomiast święcenia kapłańskie chciałem przyjąć w Indiach, z rąk mgr. G. Prasad, obecnego biskupa z mojej diecezji, z którym jeszcze w czasie gimnazjum grałem w badmintona i szachy. Niestety, pojawiły się problemy z legalizacją karty pobytu, stąd byłem święcony w Polsce (9.05.2009 r.). Szafarzem święceń był bp Ladislav Nemet - werbista.
Gdy w 1994 r. wstępowałem do werbistów, było nas 24, ale tylko ja się ostałem.
W dniu święceń kapłańskich byłem daleko od moich współbraci, przyjaciół i rodziny. Nysa to moja pierwsza placówka misyjna. Chcę uczyć się od Was, a jednocześnie zachęcam do współpracy.

za: http://www.werbisci-parafia.nysa.pl/duszpasterze.html

 


- Adwent w mojej parafii w Indiach - misjonarz 12/2012, str. 12-13.

- Chrześcijański pogrzeb w Indiach - Misjonarz 11/2015 str. 8-9