O. Zalewski Andrzej


Czas życia ludzkiego jest jak nić rozciągająca się od narodzin aż po śmierć. Jednak wydarzenia składające się na moje życie przypominają raczej perski dywan. Tysiące wielobarwnych nitek, splatających się w misterne wzory i obrazy. Chcieć umieścić wydarzenia w porządku czysto chronologicznym to jakby wypruć z dywanu poszczególne nitki i ułożyć je obok siebie. W moim życiu mogę wyróżnić wydarzenia, które nazywam kamieniami milowymi, mającymi wpływ na moje życiowe decyzje i mi­syjny charakter powołania.
Urodziłem się w Reszlu na Warmii. Sakrament chrztu, komunii i bierzmowania przyjąłem w kościele parafialnym pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Reszlu. W Reszlu chodziłem do Szkoły Podstawowej Nr 3 im. Marii Dąbrowskiej i ukończyłem Liceum Agrobiznesu przy Zespole Szkół Rolniczych i Ogólnokształcących im. Macieja Rataja, zdobywając zawód technika agrobiznesu ze specjalizacją rolnictwo ekologiczne.
Pierwszym kamieniem milowym, który sobie uświadamiam, było wydarzenie w dzieciństwie, kiedy do moje­go rodzinnego domu przyszedł ksiądz po kolędzie i zapytał mnie, kim chciałbym zostać. Odpowiedziałem, że chcę być misjonarzem. Te słowa brzmiały we mnie przez kolejne lata mego życia. Nigdy się nie zastanawiałem nad nimi; nie wiedziałem, z czym się wiążą; nie łączyłem bycia misjonarzem z byciem księdzem.
Drugim kamieniem milowym było moje spotkanie i zaprzyjaźnienie się z rodziną Karmazów. Panie Irena i Leokadia oraz ich brat Jan Karmaza przez wszystkie lata, począwszy od dzieciństwa przez wiek młodzieńczy, byli dla mnie dobrymi wychowawcami. Panie Irena i Leokadia to emerytowane polonistki z Wileńszczyzny, które od 1991 r. do 2005 r. kształtowały moją osobowość. Jako polonistki pomagały mi przygotować się do wszystkich egzaminów. Zabierały mnie ze sobą do kina czy teatru, ale również do Częstochowy czy Gietrzwałdu. Zachęciły mnie, abym brał udział w Europejskich Spotkaniach Młodzieży Taize w Hamburgu i Lizbonie. Jestem przekonany, że ich troska o mój intelektualny i duchowy rozwój zaowocowała tym, że dziś jestem kapłanem.
Trzecim kamieniem milowym w moim życiu było to, iż w ósmej klasie szkoły podstawowej zostałem ministrantem. Moi znajomi dziwili się temu bardzo, ponieważ chłopcy zostają ministrantami zazwyczaj w bardzo młodym wieku, a w ósmej klasie raczej przestają nimi być. To wydarzenie było bardzo spontaniczne. Od pierwszego dnia ministrantury przez cały rok nie opuściłem ani jednej Mszy św. Wtedy wszystko wydawało się nowe - dotychczas chodziłem do kościoła tylko w niedziele, a okazało się, że w ciągu roku jest wiele świąt. W tym czasie pod koniec sierpnia do reszelskiej parafii przyjechała nowa siostra zakrystianka, s. Kinga Średzińska MSF (Misjonarka Świętej Rodziny). Dziś wiem, jak ogromną rolę spełniła w moim powołaniu. Dzięki niej odrodziło się we mnie pragnienie z dzieciństwa, aby zostać misjonarzem, a dzięki jej świadectwu zapragnąłem zostać zakonnikiem. Przez wszystkie lata towarzyszy mi na drodze do kapłaństwa i duchowo ofiaruje za mnie wszystkie cierpienia i modlitwy. Mogę śmiało powiedzieć, że moje kapłaństwo to jej duchowe dziecko, a ona sama jest moją duchową matką.
Czwartym kamieniem milowym był mój przyjazd do Pieniężna na nocne czuwania młodzieżowe, w wieku 14 lat po raz pierwszy. Od tamtego dnia aż do wstąpie­nia do zgromadzenia nie opuściłem ani jednego czuwania.
Piątym kamieniem milowym była moja decyzja o wstąpieniu do Zgromadzenia Słowa Bożego. Kiedy zastanawiałem się nad drogą swojego powołania, wiedziałem, że chcę być misjonarzem, następnie zakonnikiem i kapłanem. Bardzo pragnąłem pojechać na misje. Dlatego zaraz po maturze wysiałem do Pieniężna podanie z prośbą o przyjęcie, było to w pierwszych dniach lipca 2005 r. Przed maturą obiecałem sobie, że jeśli pomyślnie zdam egzaminy, pójdę na pielgrzymkę do Wilna, aby podziękować Bogu. Kiedy byłem w drodze, zadzwoniła do mnie mama i powiedziała, że przyszedł do mnie list z dziwnymi pieczątkami z jakiegoś zakonu. Powiedziałem mamie, aby otworzyła i przeczytała. Po chwili zadzwoniła ponownie i poinformowała, że zostałem przyjęty do Zgromadzenia Słowa Bożego. Przez całą pielgrzymkę radość i szczęście mnie nie opuszczały. Nie wiem, co wtedy przeżywała mama, nie było mnie obok niej. Dopiero po kilku latach powiedziała, że miała łzy w oczach, kiedy dowiedziała się, że idę do zakonu.
Szósty kamień milowy to formacja zakonna. Do postulatu w Nysie przyjechałem 15 sierpnia 2005 r., wraz ze mną było 13 postulantów. Sześć tygodni pod okiem o. Krzysztofa Łukoszczyka SVD minęło szybko. W Chludowie nowicjat rozpoczęło ze mną 12 osób, a mistrzem nowicjatu był wieloletni misjonarz z Japonii, o. Bogusław Nowak SVD, któremu wiele zawdzięczam. Jego metoda i osobiste świadectwo pomogły mi w lepszym odczytaniu powołania i utwierdzeniu się w wyborze drogi. Pierwsze śluby składało ze mną siedmiu nowicjuszy.
Po czterech latach studiów w Misyj­nym Seminarium Księży Werbistów w Pieniężnie wyjechałem na roczną praktykę regency na daleki Krym na Ukrainie. Tam spotkałem wielu wspaniałych ludzi, od których uczyłem się wiary, myślę o nich każdego dnia i modlę się za nich. Śluby wieczyste złożyłem 8 września 2012 r., zaś 30 września w Krakowie-Golkowicach otrzymałem święcenia diakonatu z rąk bp. Jana Szkodonia. Praktykę diakona odbyłem w Gwardiejsku w Obwodzie Kaliningradzkim, u o. Jerzego Jagodzińskiego SVD, wieloletniego misjonarza na Wschodzie. Data moich święceń kapłańskich to 28 kwietnia 2013 r., ich szafarz - abp Jan Paweł Lenga MIC, emerytowany arcybiskup Karagandy w Kazachstanie.
W petycji misyjnej na pierwszym miejscu wpisałem Rosję, na drugim Ukrainę, na trzecim Obwód Kaliningradzki. Ukraina i Obwód podlegają pod Polską Prowincję, dlatego decyzją ojca generała zostałem przeznaczony do Polskiej Prowincji z wyborem miejsca mojego misjonowania.
Drodzy Czytelnicy „Misjonarza", serdecznie Was pozdrawiam; cieszę się, że czytacie ten miesięcznik i jesteście przyjaciółmi werbistów i przyjaciółmi misji.
Andrzej Zalewski SVD

za: Misjonarz nr 5/2013