O. Brodzik Adam

Dziecko szczęścia
Niesamowicie trudno jest pisać o własnym powołaniu. Po pierwsze, zawsze będzie to subiektywne, a po drugie, powołanie wciąż „się dzieje" i patrzenie na te same sprawy zmienia się z perspektywy czasu, zdobywanej wiedzy czy doświadczenia. Gdybym miał określić się jednym wyrażeniem, zapewne powiedziałbym, że jestem dzieckiem szczęścia. Wiele w życiu otrzymałem, wielu trudnych spraw i problemów Pan Bóg nie pozwolił mi doświadczyć, wiele błędów zostało mi wybaczonych.
Wychowałem się w normalnej rodzinie, z obojgiem rodziców, ze starszą siostrą Ewą. Bezstresowe wychowanie nie polegało na tym, że wszystko mieliśmy, ale niczego nam nie brakowało. Chociaż od zawsze interesowałem się religią i Kościołem, nigdy nie byłem ministrantem, a jedynie przez krótki czas należałem do Ruchu Światło-Życie. Nigdy nie miałem problemów w szkole, ani z nauką. W liceum wybrałem sobie profil humanistyczny, gdyż była tam łacina, a myślałem, że gdybym kiedyś się zdecydował na drogę kapłańską, na pewno będzie mi łatwiej.
Dlaczego myślałem o kapłaństwie? Zawsze twierdziłem, że życie dla samego siebie nie ma sensu, więc trzeba jak najbardziej efektywnie poświęcić je innym. Stąd zawsze pojawiały się myśli o byciu nauczycielem, ponieważ tu w grę wchodziło wychowywanie młodzieży, lub kapłanem - tu z kolei chodziło o posługę, by przyprowadzić ludzi do Boga. Gdy już zrozumiałem, że Bóg zaprasza mnie do tego drugiego, napisałem do trzech zgromadzeń (diecezja jakoś nie wchodziła w grę), które wydawały mi się najbardziej do mnie pasujące - pijarów, salezjanów i werbistów. Najszybciej odpisali werbiści i zaprosili na rekolekcje, więc pojechałem, wtedy jeszcze w glanach, z długimi włosami. Pytając Boga o Jego plan dla mnie, widziałem małe znaki, które łączyły się w całość - trudno je tutaj wymienić.
I tak, z jednej strony z radością, że już wiem, co chcę robić, a z drugiej z bólem, że opuszczam dom rodzinny, 15 sierpnia 2007 r. rozpocząłem w Nysie postulat. Potem nowicjat, obłóczyny, pierwsze śluby, odnawiane co roku, aż do ślubów wieczystych 8 września 2014 r. W ciągu formacji przychodziły konieczne oczyszczenia - aby pozwolić działać bardziej Panu Bogu niż sobie, aby patrzeć, co On dla mnie przygotował. Przyszło też oczyszczenie motywacji wstąpienia do zgromadzenia - chęć pomocy innym w Afryce. I dopiero przed ślubami wieczystymi zrozumiałem, że zanim cokolwiek zrobię, muszę całkowicie należeć do Jezusa i pozwolić Mu czynić ze mną, co Mu się podoba, w czasie, który On wyznaczy i w miejscu, które On wskaże. Taki też akt uczyniłem i wtedy, gdy już byłem gotowy przyjąć Jego plany, otrzymałem najpiękniejszy prezent na urodziny -przeznaczenie misyjne, które przyszło na dzień przed moimi 26 urodzinami. Bóg, widząc moją zgodę na Jego działanie, spełnił moje marzenie i pozwolił mi służyć na Madagaskarze.
Niedługo po święceniach kapłańskich, których 17 maja w Pieniężnie udzieli nam bp Jacek Jezierski, udam się na kurs języka francuskiego do Togo. Więc, jeśli nadal będzie taka wola Boża, na Madagaskarze pojawię się w lipcu 2016 r.
Niech Bóg Wam błogosławi, Drodzy Czytelnicy „Misjonarza". Pamiętajcie o nas w modlitwie, byśmy wiernie, wytrwale i jak najlepiej mogli pełnić posługę, którą przygotował nam Trójjedyny Bóg.
Adam Brodzik SVD

Misjonarz 5/2015 str. 7