O. Szumacher Przemysław

Miejsce spotkania: Kolumbia

Będę żeglować tam, gdzie ocean spotyka niebo" - to słowa jednej z piosenek Roda Stewarta, którego lubiłem słuchać, kiedy byłem dzieckiem. Utwór przedstawia historię żołnierza, który musiał opuścić rodzinę i wyjechać w nieznane, na wojenny front. Mnie do wojska nie bardzo ciągnęło. Marzeniem moich młodzieńczych lat było zostać kolejarzem. Podróże kochałem zawsze. Moje pierwsze zainteresowania misjami zrodziły się właśnie z chęci zwiedzania świata.
Miałem ok. 10 lat, kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych do mojego rodzinnego miasta, Janikowa, przyjechał misjonarz z Madagaskaru, o. Marian Lis, oblat. Pamiętam, jak z wielkim zainteresowaniem słuchałem jego opowieści o pracy misyjnej. Nadal marzyłem o dalekich podróżach, ale o misjach nie myślałem. Zainteresowanie misjami wróciło, kiedy za namową mojej mamy i jej znajomej pojechałem do Laskowic Pomorskich na rekolekcje, prowadzone przez księży werbistów. Po czasie spędzonym na modlitwie, rozmowach i spotkaniach z misjonarzami, zaczęły się pojawiać pragnienia związane z życiem zakonnym i kapłaństwem. Więc jeśli do marzeń o podróżach, gdzie „ocean spotyka niebo", dołożymy chęć zostania misjonarzem, otrzymamy Przemka z początku XXI wieku . . . .
Dokładnie 15 sierpnia 2001 r. zacząłem realizować swoje marzenia i – jak to czułem na początku drogi zakonnej – marzenia Pana Boga o mnie. Wstąpiłem do zgromadzenia księży werbistów. Czy się długo zastanawiałem ? Nie.  Wątpliwości może były w klasie maturalnej, ale szybko zniknęły. Otóż dziwnym trafem do mojej parafii przyjechał głosić wielkopostne rekolekcje o. Jerzy Palka SVD, dziś już nieżyjący misjonarz z Angoli i Paragwaju. Spotkałem się z nim dwa miesiące wcześniej na rekolekcjach powołaniowych. Opowiadał sporo o misjach. To był dla mnie znak czasu i z decyzją o wstąpieniu do zgromadzenia dłużej nie zwlekałem.
W czasie studiów, już w seminarium w Pieniężnie, pojawiła się możliwość wyjechania na praktykę misyjną do Paragwaju i za zgodą przełożonych odbyłem ją tam w latach 2006-2008. Ciekawe doświadczenie innej kultury, życia Kościoła, religijności Paragwajczyków, pracy wśród Indian. Ciekawe, ale trudne. Najcenniejsze co zdobyłem w tym czasie, to poznanie samego siebie w lustrze innej kultury, inne spojrzenie na naszą religię, inny sposób przeżywania swojej religijności. W czasie katechez i nabożeństw Słowa Bożego poznałem, jak trudno mówić o Bogu ludziom spoza naszego kontynentu. Po powrocie z Paragwaju skończyłem studia teologiczne, złożyłem śluby wieczyste i przyjąłem święcenia diakonatu.

Po doświadczeniu pracy w Paragwaju nadal pragnąłem pracować jako werbista w kraju latynoskim. Jako przeznaczenie misyjne otrzymałem Kolumbię. Jestem pełen nadziei i wiary w Bożą Opatrzność w powołaniu - to Bóg ma plan co do tego, gdzie, kiedy i do jakich ludzi posłać pracowników Swojej winnicy. Wiele osób pyta mnie, czy się nie boję, ponieważ w tym kraju bywa niebezpiecznie. Odpowiadam prosto: nie, nie boję się. Trzeba myśleć pozytywnie, bo nie jest najważniejsze, gdzie misjonarz pracuje. Najważniejsze dla mnie w powołaniu misyjnym jest radosne głoszenie Dobrej Nowiny, aby ludzie spotkali się z Bogiem, jak „ocean spotyka niebo".
Przemysław Szumacher SVD

Misjonarz 5/2015 str. 6