Śp. br. Hieronim Jan Miloch SVD

Ur. 27. 04. 1897
Zm. 25. 04. 1939

Najprzód przenieśmy się myślą na Pomorze do powiatu Kościerzyna. Tutaj między Dziemany i Wiele jest bardzo mała miejscowość, która nazywa się Jastrzębie. Kiedy ja jako brat podróżujący z czasopismami misyjnymi podróżowałem w tutejszej okolice przybyłem również do tutejszego pustkowia. Pamiętam to bardzo dobrze. Było to w roku 1934 nim rozpoczęła się wiosna. Szedłem od Dziemiany do Wiela. Jest to bardzo daleka droga przez lasy i pola, przez doliny i pagórki. Już był czas, aby gdzieś przenocować, a Wiele daleko i człowiek strudzony i zmęczony. Naraz spostrzegłem jakieś wybudowanie. Zbliżam się do starej chatki. Pukam do drzwi i zostałem serdecznie przywitany przez gospodynię domu i zaproszony do pokoju. Ja się przedstawiłem kim jestem i co za cel mam w tej podróży. Wielce uradowana gospodyni, woła zaraz swoją siostrę, która była zajęta w kuchni i oznajmiła jej, że przybył do nas Brat Augustyn Nadolski z Górnej Grupy. Zapytuję się ilu Was jest osób - dwie siostry i jeden brat. Myślę sobie, to prawdziwa Betania: Maria, Marta i Łazarz. I rzeczywiście nie pomyliłem się. Jedna jako Maria, chce mi trzewiki zdjąć. Ja się bronię jak mogę. Już biegnie do kuchni po ciepłą wodę do mycia nóg. Druga zaś siostra, jakoby Marta zabiera się do przygotowania posiłku, aby ugościć należycie brata misyjnego, który po raz pierwszy przekroczył progi tej chatki. Co za radość i pociecha, ale brata jakby Łazarza jeszcze nie było, bo był w pracy. Jestem przy kolacji, która była bardzo smaczna. Za chwilkę przychodzi brat. Zabiegają mu siostry drogę i radosnym głosem mówią mu, że mamy gościa w domu. Zaraz umył ręce i z uśmiechem na twarzy przywitał mnie bardzo serdecznie. Ja pomyślałem sobie, w tym starszym młodzieńcu jest coś bardzo dobrego, zrobił na mnie miłe wrażenie. Wysoki, chudy, ale uradowany. Naprawdę czułem się wśród tych trzech osób bardzo dobrze. Prawdziwa Betania jak u Marii, Marty i Łazarza. Z wielkim zainteresowaniem słuchali każdego słowa, a Pan Miloch, aż usta otwierał jak się mówiło o naszym zgromadzeniu. Miła pogawędka trwała do późnej nocy. Pytam się mojego Przyjaciela, czym się trudni, powiedział szewiectwem, rolnictwem, stolarstwem i rybołówstwem, to co mi wpadnie w rękę. Ja pomyślałem, dobry materiał na brata misyjnego, ale nich Bóg pokieruje. Następnego dnia wczesnym rankiem, mój drogi Przyjaciel odwiózł mnie sankami, bo było jeszcze trochę śniegu, do połowy drogi. Pożegnaliśmy się i rozeszli. Po niedługim czasie, gdy wróciłem z podróży, tej samej wiosny, mój drogi Przyjaciel Miloch, już był w gronie naszych kandydatów na braci w Górnej Grupie. Spotkaliśmy się po raz pierwszy podczas rekreacji południowej na boisku. Jak mnie spostrzegł, to uśmiechał się z daleka i potem serdecznie przywitaliśmy się. Radość była wielka.


Br. Hieronim Jan Miloch urodził się w roku 1897 w Jastrzębie, powiat Kościerzyna, w licznej rodzinie, składającej się z 4 braci i 4 sióstr.

Do szkoły chodził w Jastrzębie i na naukę religii do Wiela. Rodzice byli bardzo pobożni i dzieci wychowywali bardzo religijnie. Tak samo jego brat Józef, co mieszkał w Kursinie na wybudowaniu, był bardzo pobożny, także jego rodzina, bo tam wiele lat przebywałem i nocowałem. Z tej rodziny Milochów z Jastrzębia jest jedna siostra zakonna, obecnie w Poznaniu. Brat Hieronim, to jej wujek. Całe rodzeństwo zmarło. Żyje jeszcze najmłodszy brat Teofil.

Brat Hieronim, w młodości odznaczał się wielką pobożnością, pracowitością, oszczędnością, był małomówny, spokojny ale wesołego ducha, zawsze uśmiechnięty i zadowolony. Jego młodość była szczęśliwa, bo żył z dala od wielkiego gwaru światowego na samotności. Do kościoła, do dworca, do miasta było bardzo daleko. Tutaj w Jastrzębie, na tym pustkowiu, przeżył swój młody wiek, to też nie znał ani kina, teatru, tylko modlitwę, śpiew pobożny i pracę. I tak żył sobie 37 lat na tej samotności, aż usłyszał głos - choć za mną. I opuścił swoje kochane siostry i braci, swoje rzemiosło, przyjaciół i znajomych i wszystko co mu było drogie i wstąpił do zakładu misyjnego w Górnej Grupie na wiosnę 1934. Przy obłóczynach otrzymał imię Hieronim.

Życie w klasztorze. Brat Hieronim był wzorem dla wszystkich braci, czy to jako postulant, czy jako nowicjusz. Pracował przeważnie w szewiectwie pod kierownictwem śp. brata Winuchusa. Odstawiał pracę bardzo solidnie. Bardzo się cieszył jak mógł dla brata podróżującego buty naprawić. Jeszcze jego ulubioną pracą było łowić ryby w stawie. Bardzo lubił nad stawem przebywać i przyglądać się jak ryby pływają. Pewnego lata było bardzo gorąco, to mówił mi, że upał, to nie dla niego, czuł się słaby. Do wszelkiej pracy był ochotny, zawsze uśmiechnięty, zadowolony i szczęśliwy. Miał silny i ładny głos. Po kilku latach pobytu w zakonie, zdrowie nie dopisywało. Czuł się coraz słabszy, aż go choroba do łóżka przykuła. Mimo wszelkich cierpień, był zadowolony i pogodził się z wolą Bożą. Ukazał wielką cierpliwość.

Kiedy ja, przed moją podróżą, odwiedziłem go na izbie chorych, to tak spokojnie sobie leżał i mówił: Bracie Augustynie, człowiek pragnął tej samotności, a teraz jak jest to też niedobrze, ale niech się dzieje wola Boża. Pocieszałem go jak mogłem. Pożegnaliśmy się i to na zawsze, bo gdy wróciłem z podróży to już ś.p. Brat Hieronim był pochowany. Umarł dnia 25 kwietnia 1939 roku. Na jego pogrzeb przybyli jego rodzeństwo i krewni. Został pochowany na nowym cmentarzu zaraz blisko przy klasztorze położonym. Tutaj na tym nowym cmentarzu długo nie poleżał, bo skutki wojny spowodowały zlikwidowanie cmentarza, a zwłoki ś.p. Hieronima zostały przez braci pochowane w porze nocnej na cmentarzu parafialnym, gdzie też kilku braci i jeden ojciec jest pochowany. Nagrobek jest bardzo piękny, na którym znajduje się krzyż z napisem: śp. Brat Hieronim Miloch, data ślubów zakonnych oraz data śmierci. Niech spoczywa w pokoju.

Żył w klasztorze tylko 5 lat. Na wiosnę wstąpił do zakonu i w wiosennej porze przeniósł się do wieczności, do tej prawdziwej wiosny wiecznie trwającej, „gdzie oko nie widziało, ucho nie słyszało, ani w serce człowieka nie wstąpiło to, co Bóg zgotował tym co go miłują. Choć sługo wierny, zabierzesz zapłatę swoją, bo w małych rzeczach byłeś wierny, ale nad wielu cię postanowię, choć do wesela Pana swego.”

Tyle kilka skromnych słów o śp.. Bracie Hieronimie Miloch zapisał Brat Augustyn Nadolski.
 

Chludowo, dnia 3 sierpnia 1965 roku