o. Józef Glinka SVD, INDONEZJA
Drodzy Przjaciele Misji! Oby Chrystus Zmartwychwstały obdarzył Was wszystkich nadzieją i siłą do pokonywania codziennych przeciwności życia!
Pisałem ostatnio, że moje zasoby finansowe mocno stopniały. Dziękuję wszystkim serdecznie za wsparcie. W związku z tym chciałbym Wam opowiedzieć o mojej Dobrodziejce, od której doznałem już wiele pomocy.
Chodzi o błogosławioną Marią Luisę Merkert, założycielkę zgromadzenia Elżbietanek. Po ukończeniu doktoratu w czerwcu 1969 r. miałem poważne problemy ze zdrowiem. Lekarze stwierdzili u mnie stan przedzawałowy i orzekli, że o powrocie do Indonezji nie mam co marzyć. Wracając z Dusznik, zatrzymałem się przed katedrą w Nysie. Chciałem zobaczyć, jak wygląda po odbudowie, bo w czasie wojny została całkowicie zburzona. Wchodząc do katedry, zauważyłem po prawej stronie grobowiec Marii Luisy Merkert. Uklęknąłem przy jej grobie i modliłem się, by wyprosiła mi powrót do Indonezji. Jak widzicie, moja prośba została wysłuchana. Gdy przed jej beatyfikacją ogłoszono, aby donosić o wysłuchanych prośbach za jej wstawiennictwem, opisałem ten fakt i przekazałem. Umieszczono go w dokumencie beatyfikacyjnym. Mam dla Niej szczególną wdzięczność i nabożeństwo, już nieraz prosiłem Ją o pomoc. Ponieważ zawsze szczególnie opiekowała się biednymi, poprosiłem, aby zajęła się moimi podopiecznymi. Chyba zareagowała na tę prośbę, bo natchnęła ludzi dobrej woli, by mi pomogli. Jestem przekonany, że będzie opiekować się tymi biednymi dziećmi, nawet kiedy mnie już tu nie będzie.
Ukończyłem pisanie historii werbistów w Indonezji i w tej chwili redaktorzy opracowują artykuł, który w połowie roku ukaże się w periodyku Nurt, wydawanym w Pieniężnie. W Warszawie nakładem werbistów ma się również ukazać moja autobiografia. Może w następnym liście będę mógł Wam podać, gdzie będzie można ją nabyć.
Oficjalnie jestem już emerytem, ale stale mnie „męczą" różnymi zajęciami. Ostatnio poproszono mnie jako egzaminatora na wydziale weterynarii. Zdziwiła mnie ta prośba, jednak zgodziłem się. Była to dla mnie mała powtórka z zoologii, bo dotyczyła wzrastania owiec. Zgodziłem się również być promotorem jednej z moich dawnych asystentek.
W Indonezji każdy student jest zobowiązany przez jeden semestr brać udział w wykładach swojej religii. Kiedyś przez dwa lata prowadziłem te wykłady, oczywiście dla katolickich studentów. Teraz ministerstwo oświaty wprowadziło Religę 2. Uniwersytet prosił mnie, bym brał udział w ułożeniu konkretnego programu dla katolików. W tych wykładach chodzi o takie tematy jak Religia i Nauka, Wiara i Rozum, Religia i Polityka, Tolerancja Religijna, Dialog Międzyreligijny. Zgodziłem się je prowadzić, już po raz trzeci. Mam nadzieję, że podołam tym zajęciom. Jest inny, młodszy kolega, który studiował kiedyś filozofię, ale katolikiem został dopiero przed ślubem z katoliczką. Jest gorliwym katolikiem, ale nieco wątpię w jego szerszą wiedzę religijną dlatego też zgodziłem się poprowadzić te wykłady. Zresztą stwierdziłem, że ilekroć zjawiam się na uniwersytecie, odzywa się we mnie pragnienie kontaktu z młodzieżą akademicką. Chciałbym w tych młodych ludziach pogłębić ich wiedzę religijną są to przecież nasi przyszli przywódcy. Ufam, że głowa nie zawiedzie, bo wiek robi swoje.
Parę tygodni temu mój prowincjał namawiał mnie, abym się wybrał do Nemi koło Rzymu na kurs dla starszych misjonarzy. Odmówiłem ze względu na uciążliwą podróż i problemy zdrowotne, a mianowicie moje opuchnięte nogi. Muszę nosić elastyczne pończochy i ktoś musi mi je zakładać. Byłbym więc jedynie ciężarem dla innych. Pozostanę więc, gdzie jestem, zresztą technika umożliwia odwiedziny w domu, czy u przyjaciół przy pomocy skype'a. Zresztą z opieką lekarską w Polsce nie jest najlepiej. Na kolejkę do specjalisty trzeba podobno czekać miesiące. Tutaj, w "zacofanej" Indonezji, czekam najwyżej dwa lub trzy dni i płacę jedynie za lekarstwa. Lekarz od osoby duchownej nie bierze centa. "Jak ja mam od was brać pieniądze, kiedy wy pracujecie społecznie" - słyszę, kiedy grzecznościowo pytam o należność, obojętnie, jakiego wyznania jest lekarz.
Jeszcze jedna zabawna historia. Kiedyś wysiadł mi telefon, a parę dni później domofon. Okazało się, że w pokoju zagnieździła się mysz. Otóż przystosowały się one do postępu i techniki, z izolacji kabli elektrycznych budują swoje gniazda. Jedna z nich upodobała sobie właśnie moje przewody telefoniczne. Założyłem klej z przynętą żeby ją złapać, ale wydaje się bardzo inteligentna, na deskę z klejem nie wchodzi. Innym razem wysiadła mi klimatyzacja. Zawołałem fachowców, a ci stwierdzili, że myszy pogryzły kable i na pewno pozabierały do swoich gniazd. Nieraz już znajdowano gniazdo myszy wyłożone kawałkami kabli. Niektóre ptaki również idą z postępem. Obkładają swoje gniazda niedopałkami papierosów, aby mrówki nie dobierały się im do gniazd. Uśmiechnęliście się przy tym? Uśmiech nic nie kosztuje, a sprawia innym radość.
Listy drogą pocztową poszły 7 marca. Następnego dnia chciałem wysłać listy drogą elektroniczną ale z wysoką gorączką wylądowałem w szpitalu. Dopiero 18.03 mnie wypisano, jednak nie mogę powiedzieć, że byłem już zdrowy. Upadłem bowiem i zbiłem sobie bok, który nadal boli. Nic poważnego, jednak ciągły ból. Mam nadzieję, że do Wielkanocy wy dobrzeję. W internecie młodzież zrobiła akcję modlitwy za któregoś z kardynałów, by wybrano najlepszego. Wybrałem sobie kardynała Dziwisza. W szpitalu pomyślałem, że widocznie potrzebne jest i moje cierpienie. Mamy nowego papieża i chyba innego, niż się wielu spodziewało. Okazuje się, że Kościoły poza Europą mają też coś do powiedzenia Kościołowi powszechnemu, bo z Europy słyszy się tylko o kryzysach. Kończąc serdecznie Wszystkich pozdrawiam.
W miłości Słowa Bożego,
o. Józef Glinka SVD
Czerwiec 2013