o. Jan Koczy SVD, EKWADOR
Moi Drodzi i Serdeczni Przyjaciele!
Pozdrawiam Was serdecznie, jednak tym razem już z innej placówki, ale też w Ekwadorze. Pod koniec ubiegłego roku zostałem przeniesiony na inną parafię, na północny zachód kraju, nad sam Ocean Spokojny, do miejscowości o nazwie Muisne. Jest ona położona na wyspie, w prowincji Esme- raldas, a liczy około 7000 mieszkańców.
Nasza parafia pod wezwaniem św. Luisa Gonzagi jest bardzo duża. Oprócz kościoła parafialnego mamy do obsługi 65 kaplic. Do najdalszej trzeba dojeżdżać samochodem co zajmuje półtorej godziny. Na parafii, oprócz mnie pracuje werbista z Indonezji i 4 Siostry Kombonianki, tak więc pracą pastoralną dzielimy się „sprawiedliwie", dla każdego coś. Na wyspę można się dostać płynąc łodzią, która jest czymś w rodzaju „miejskiego" autobusu. Oczywiście wszystko na wyspie jest droższe, z tego powodu, że towar trzeba dowozić ze stałego lądu. Sama wyspa jest niewielka, ale dosyć ciekawa. Do plaży, która zresztą jest bardzo piękna, można dojść pieszo w 15 minut. Dla mnie na chwile relaksu, jak również według zaleceń lekarza, dla zdrowia, jest to sytuacja wręcz wymarzona.
Większość ludności zamieszkującej naszą parafię, pochodzi z północnych części sąsiedniej prowincji Manabi. Przybyli i osiedlili się tutaj na stałe. Poza tym, jak wspomniałem w moim poprzednim liście, ludność afro (ciemnoskórzy), osiedlili się tu w czasach niewolnictwa, kiedy statki wiozące niewolników do USA, rozbijały się u wybrzeży Ekwadoru i ci którzy ocaleli, zasiedlali przybrzeżne tereny. Oprócz nich, choć jako mniejszość zamieszkuje tu rdzenna ludność Indian Cha- chi (czyt. ćaći). Ci zostali zepchnięci bardziej w głąb lądu i do nich trzeba dochodzić pieszo albo też jadąc konikiem dobrych parę godzin. W mowie posługują się oni jeszcze swoim rdzennym językiem.
Ludność utrzymuje się tutaj głównie z rybołówstwa, plantacji krewetek lub też uprawy roli i hodowli bydła. Chociaż tutejsze tereny są bardzo piękne, szczególnie te nadmorskie, to turystyka w tym regionie jest bardzo mało rozwinięta, co odbija się na kosztach. Trzeba przyznać, że wielkim problemem są narkotyki. Relatywnie bliskie położenie Kolumbii powoduje, że tereny te są miejscem przerzutu, bądź upraw narkotyków. Ten problem istnieje również wśród ludności zamieszkującej naszą parafię, co odbija się na rodzinach. Wiele z nich zamieszanych jest w ten „biznes" albo też ulega nałogowi, co jest wielką plagą na wyspie. Wiele rodzin a szczególnie dzieci cierpi z tego powodu.
Miasteczko Muisne, na samej wyspie (bo mała część znajduje się też na stałym lądzie) pozbawione jest wody pitnej. Każdy musi sobie jakoś „radzić", więc nie jest łatwo. Można porównać, że galon (około 4 litry) wody jest droższy od galonu benzyny, a ta w Ekwadorze nie jest zbyt droga. Innym problemem jest brak kanalizacji, tak więc wszystko idzie do oceanu. Może dlatego ryby są tutaj niesamowite, bardzo często można spotkać rybaków z wielkimi okazami. No ale niestety wielki okaz to wielka cena.
Porównując rzeczywistość innych parafii, w których do tej pory pracowałem, wydaje mi się, że Muisne przypomina mi moje pierwsze miesiące pracy w Ekwadorze. Wtedy prawie wszystko było dla mnie zaskoczeniem. Według danych rządowych, Kanton Muisne (coś w rodzaju naszego powiatu), jest najbiedniejszym kantonem w kraju i to chyba pod każdym względem. Tak więc pracy duchowej i socjalnej z pewnością mi tutaj nie zabraknie. Jednak o tym napiszę w następnym liście.
Życzę Wam, moi drodzy, aby Chrystus dawca życia, ten Niezwyciężony, który wskazał nam drogę wiary, którą powinniśmy kroczyć codziennie, obdarzył Was „duchem" nadziei i radości na dalsze lata życia. Niech ON zmartwychwstaje w Was codziennie oraz podnosi do życia pełnego miłości i pokoju, niech skłania do dzielenia się z innymi tym wszystkim co otrzymaliście. Proszę jednocześnie o modlitwę za nas. Za wszelką pomoc finansową i modlitewną, z góry składam serdeczne "Bóg Zapłać".
Jan Koczy SVD
Czerwiec 2013